Krajowy Plan Odbudowy dla Polski jest zaakceptowany przez Brukselę. To jednak jeszcze nie oznacza, że pieniądze od razu napłyną do nas szerokim strumieniem i że wszystko zdążymy wydać na czas

– Sprawa jest zamknięta od jakiegoś czasu. Ale ostrożnie to komunikujemy. Liczymy, że KE potwierdzi to w tę środę lub kolejną na kolegium komisarzy, a następnie ECOFIN – przyznaje osoba z otoczenia premiera.
W piątek rzecznik rządu Piotr Müller poinformował, że zespoły negocjacyjne ws. KPO właśnie zakończyły prace, a Polska i KE doszły do porozumienia w sprawie kamieni milowych.
Ogłoszenie zielonego światła dla KPO jest związane z oczekiwaną likwidacją Izby Dyscyplinarnej SN – tego domagała się Komisja Europejska, blokując od ponad roku polski plan. – Zakładamy, że najpierw będzie ogłoszone KPO, a bezpośrednio po tym ustawa (przygotowana przez prezydenta Dudę, przewidująca likwidację ID – red.) zostanie przegłosowana przez Sejm – mówi nam osoba z rządu. Kolejność tę potwierdza inny rozmówca DGP z kręgów rządowych. – Reformy w ramach planu odbudowy są wpisane jako przedsięwzięcia do przeprowadzenia. Tak więc reforma SN może być wykonana po zatwierdzeniu KPO – dodaje.
Ustawy nie udało się przyjąć na zeszłotygodniowym posiedzeniu parlamentu. Pojawiły się jednak plany zwołania nadzwyczajnego posiedzenia w tym tygodniu związanego z akceptacją rozszerzenia NATO o Szwecję i Finlandię; możliwe więc, że posłowie wrócą też do ustawy sądowej. Jednak nasi rozmówcy z rządu jeszcze w piątek powątpiewali w ten scenariusz – sugerowali, że bardziej prawdopodobne jest uchwalenie zmian na posiedzeniu 25–26 maja. – Ustawa powinna być przyjęta w ciągu dwóch tygodni – mówi jeden z nich.
Komisja Europejska na razie nie komentuje tych doniesień. W zeszłym tygodniu rzeczniczka KE powtórzyła główne wymogi komisji dotyczące zobowiązań Polski – mamy zlikwidować Izbę Dyscyplinarną, zreformować sądownictwo dyscyplinarne sędziów i przywrócić do pracy tych zwolnionych niezgodnie z prawem. Podkreślała, że KE współpracowała z Polską w tych trzech kwestiach, jest zadowolona z wyników rozmów i czeka na potwierdzenie z Warszawy, że zgadza się na taką treść kamieni milowych.
Ogłoszenie przez PiS, że KPO zostało zaakceptowane, a unijne miliardy w końcu napłyną do Polski, oznacza kłopoty dla opozycji – jej politycy krytykowali obóz rządzący za doprowadzenie do blokady planu przez Brukselę. Na razie ostrożnie podchodzą do optymistycznych sygnałów płynących z rządu. – Już minister Nowak twierdził, że wszystko w sprawie KPO jest domknięte, a chwilę potem przestał być ministrem. Trudno więc uwierzyć PiS na słowo – mówi Tomasz Siemoniak z PO. Jego zdaniem władza jednocześnie wykonuje kroki, które mogą zwiększyć napięcie w relacjach z KE. – Na ostatnim posiedzeniu Sejmu wybrano nowy skład neo-KRS. Miało też być dodatkowe posiedzenie Sejmu w celu przyjęcia ustawy prezydenta likwidującej Izbę Dyscyplinarną, ale tego posiedzenia nie będzie – wskazuje Siemoniak.
KPO w przypadku Polski oznacza możliwość wydatkowania 36 mld euro grantów i preferencyjnych pożyczek. Niektóre przewidziane tam reformy (kamienie milowe) rząd już realizuje, choć w związku z brakiem akceptacji KPO przez KE robi to własnym sumptem. Przepadła nam też tegoroczna zaliczka z KPO, co oznacza, że teraz możemy liczyć tylko na refundację poniesionych i planowanych wydatków. Zgodnie z harmonogramem płatności KPO po II kw. br. możliwe jest złożenie pierwszego wniosku o wypłatę środków. – W lipcu będziemy taki wniosek składali – mówił na początku kwietnia Waldemar Buda, ówczesny wiceminister funduszy i polityki regionalnej, a obecnie minister rozwoju.
Jeśli faktycznie dojdzie do porozumienia, to będzie to też efekt ewolucji poglądów wewnątrz PiS. – Wcześniej prezesa przekonywały argumenty suwerennościowe, więc nie zależało mu aż tak na porozumieniu w tej sprawie, ale dziś widzi kontekst gospodarczy i wyborczy. Bez KPO nie wygramy wyborów, a poza tym to pieniądze, które teraz są bardzo potrzebne polskiej gospodarce – mówi nasz rozmówca z obozu rządowego. Jeszcze w zeszłym roku część ekonomistów podkreślała, że pieniądze z KPO są ważne, ale w związku z tak wysokim tempem gospodarczego wzrostu nie musimy ich mieć od zaraz. Jednak wysoka inflacja wynikająca ze zwyżek cen surowców w połączeniu ze słabym złotym zmieniła ten pogląd, tym bardziej że przed nami widmo hamowania gospodarki. – W danych jeszcze tego nie widać, ale z rozmów z klientami wynika, że czeka nas bardzo mocne wyhamowanie inwestycji. I gdybyśmy chcieli podtrzymać wzrost, nie zwiększając inflacji, to raczej trzeba dosypywać pieniędzy do inwestycji, a nie do konsumpcji, a dziś jest odwrotnie – mówi Piotr Bielski, dyrektor departamentu analiz ekonomicznych w Santander Bank Polska. Środki z KPO mogą więc pomóc wygładzić koniunkturalny dołek, a nie są tak proinflacyjne jak obniżki podatków. Poza tym stymulowanie inwestycji przez KPO jest ważne także ze względu na gospodarcze konsekwencje wojny w Ukrainie i surowcowych sankcji wobec Rosji. – W KPO zapisane są ważne cele, jak transformacja energetyczna, co jest istotne w kontekście odcinania się od rosyjskich surowców – podkreśla ekonomista. Dodaje to pieniądze, które trzeba wydać szybko.
Sam akcept KPO to dopiero połowa sukcesu, bo pieniądze trzeba jeszcze skutecznie wydać. A na razie jesteśmy rok w plecy, bo unijne rozporządzenie przewiduje, że do końca tego roku zakontraktowanych zostanie 70 proc. środków z KPO. Rozmówca z rządu przekonuje, że nie powinno to stanowić problemu. – Mamy już przygotowanych sporo rzeczy do rozliczenia – mówi. W dalszej kolejności czeka nas rozliczanie z Komisją Europejską poszczególnych kamieni milowych z KPO. Na dziś nie ma pewności, że Bruksela nie będzie robić tu problemów, a to by oznaczało, że część zrealizowanych przedsięwzięć nie będzie mogła sprawnie otrzymać refundacji poniesionych kosztów. Wreszcie KE może zawsze sięgnąć – jak w przypadku wszystkich funduszy – po tzw. mechanizm warunkowości, jeśli uzna, że istnieje jakieś zagrożenie dla finansowych interesów UE. ©℗