- Niemieckie państwo prawa postrzega Ulmów jako przestępców, mimo że byli oni bohaterami i w Polsce mają własne muzeum. Chcemy poszerzać wiedzę na ten temat - mówi w rozmowie z DGP dr hab. Bogdan Musiał, dyrektor Instytutu Strat Wojennych.

<p>dr hab. Bogdan Musiał, dyrektor Instytutu Strat Wojennych</p> / Materiały prasowe
Po co premier Mateusz Morawiecki utworzył na początku grudnia Instytut Strat Wojennych?
W Polsce nie mamy całościowych badań na temat niemieckiej i sowieckiej okupacji i strat, które wówczas powstały. Są prace pojedyncze i przyczynkowe, ale nie ma całościowych. Do dzisiaj jedyną monografią dotyczącą okupacji niemieckiej jest publikacja z 1970 r., a jak wiemy, w tym czasie nie było możliwości pisania o okupacji sowieckiej. Są opracowania dotyczące strat gospodarczych tworzone w latach 70. One są dobrej jakości, ale przestarzałe. Dziś jest dostęp do większej liczby źródeł, badania się rozwijają, a u nas w tej materii jest pewien zastój. I my to chcemy zmienić.
Przez lata pracował przecież zespół parlamentarny posła Arkadiusza Mularczyka, który miał oszacować wysokość należnych odszkodowań, czyli, jak rozumiem, musiał te straty zbadać. Widział pan raport, który stworzył?
W momencie powołania ISW raport nie był jeszcze gotowy. Miał być uzupełniony o kwestie sowieckie, a nie tylko niemiecką odpowiedzialność. Polska była łupiona i niszczona nie tylko przez III Rzeszę, ale także przez Związek Sowiecki i w tym drugim przypadku było to także kontynuowane po 1945 r. Do 1956 r. Polska de facto musiała płacić Związkowi Sowieckiemu reparacje, które były ukrywane pod różnymi formami.
To wiadomo. Nie zmienia to jednak faktu, że raport miał być opublikowany do końca lutego, a nie jest.
Ale instytut nie zajmuje się raportem Mularczyka, tym się zajmuje zespół sejmowy.
Który formalnie zebrał się ostatni raz w 2019 r.
Ja się z jego członkami spotkałem w styczniu. Z tego, co wiem, raport ma być uzupełniony. Ale o to proszę dopytać posła Mularczyka. Instytut, który powstaje, nie ma z tym raportem nic wspólnego. Zadaniem Instytutu Strat Wojennych jest dokumentowanie, badanie i propagowanie wiedzy o stratach wojennych, które poniosła Polska. Chcemy, by ten problem stał się bardziej znany na arenie międzynarodowej. Do dzisiaj wiele kwestii jest tutaj zdumiewających, np. obecnie polskie ofiary niemieckich zbrodni w Auschwitz są według niemieckiego prawa winne, a niemieccy mordercy są w świetle niemieckiego prawa niewinni. I to jest stan prawny w 2022 r.! Mordy popełnione podczas wojny, czyli systemowe niszczenie polskich elit było dokonane z mocy niemieckiego prawa. To pokazuje, do jakiego stopnia nasza historia jest zafałszowana. Chciałbym, by instytut m.in. pomógł zrehabilitować pomordowanych Polaków - oni są ofiarami, a nie przestępcami.
Czym jeszcze ma się zajmować instytut?
Podam inny przykład: do dzisiaj obowiązuje rozporządzenie wydane przez Hermanna Göringa z lutego 1940 r., które dotyczy likwidacji polskiej mniejszości w Niemczech i ma ono moc prawną. W Polsce jest mniejszość niemiecka, a w Niemczech polskiej nie ma. I majątek, który został zrabowany w 1940 r. Polakom w Niemczech, jest do dzisiaj w posiadaniu niemieckiego państwa. Tu mniej istotne jest przełożenie materialne, a mowa jest o setkach milionów euro, chodzi raczej o rehabilitację. Bo np. prześladowani podczas wojny niemieccy homoseksualiści zostali zrehabilitowani i jeżeli dożyli, dostali odszkodowania. To samo dotyczy mniejszości romskiej, nie mówiąc o żydowskich ofiarach Holocaustu. Tymczasem w stosunku do Polaków nie było takiego procesu, a skala zbrodni - z wyjątkiem oczywiście ofiar Holocaustu - była nieporównywalna. W Niemczech brakuje wiedzy o tym, że Polacy w czasie wojny byli prześladowani i mordowani z przyczyn rasistowskich, a polityka państwa niemieckiego była rasistowska. Problem w tym, że po 1945 r. to się nie do końca zmieniło. Bo po tym czasie, gdy Polacy próbowali odzyskiwać np. swoje majątki, często dostawali odpowiedź, że im się to nie należy, bo oni byli wrogami państwa niemieckiego. Takie wyroki w stosunku do Żydów czy Romów się nie zdarzały. Po 1945 r. Niemcy nie ścigali za zbrodnie popełniane na Polakach w czasie wojny.
Inny przykład: według niemieckiego prawa żandarm Eilert Dieken, który zamordował rodzinę Ulmów za ukrywanie Żydów, jest niewinny. On nie został ukarany. A Ulmowie do dziś w świetle prawa niemieckiego są przestępcami, ponieważ złamali niemiecki zakaz pomocy Żydom. Niemieckie państwo prawa postrzega Ulmów jako przestępców, mimo że byli oni bohaterami i w Polsce mają własne muzeum. My chcemy poszerzać wiedzę na ten temat. Będziemy też dokumentować straty - już teraz zgłaszają się do mnie naukowcy z projektami badawczymi dotyczącymi zniszczeń w konkretnych miastach. Oczywiście one muszą trzymać odpowiedni poziom naukowy, ale takie projekty chcemy wspierać.
Będziecie się zajmować reparacjami?
Reparacje są kwestią decyzji politycznych, a nie instytutu. ISW nie będzie się zajmował reparacjami. My będziemy zajmować się badaniami strat - nie tylko w Polsce, ale w całej Europie Środkowo-Wschodniej, a także w Ukrainie i Białorusi. Oczywiście w miarę możliwości.
Jakim budżetem dysponujecie?
Na razie tego nie wiadomo, bo plan finansowy wciąż jest tworzony. Padały deklaracje o tym, że nasz budżet będzie wynosił 20 mln zł rocznie.
Nie dziwi pana to, że instytut został powołany prawie trzy miesiące (od 1 stycznia 2022 r. - B.M.) temu i wciąż nie ma budżetu?
Nie. Takie są zasady działania w sferze budżetowej i było wiadomo, że to potrwa i pewnych procedur biurokratycznych, w tym m.in. stworzenia planu finansowego, nie przyspieszymy. Planowo ten bud żet mieliśmy mieć w marcu, ale teraz, ze względu na wojnę, to wszystko się wydłuża. Są rzeczy ważniejsze, a sytuacja jest wyjątkowa. Tego nikt nie mógł przewidzieć.
Rozmawiał Maciej Miłosz