Wojna domowa w mediach społecznościowych każe się zastanowić, czy aby na pewno Rosja jest naszym jedynym wrogiem. Przypomina się dowcip o Krzyżakach, którzy zdumieni patrzą na grunwaldzkie pole, gdzie trwa walka między polskimi oddziałami, i mówią do siebie: „zaczęli bez nas”. Teraz ręce mogą zacierać Putin z Ławrowem.

Dziś dwie strony wojny polsko-polskiej i wspierający je publicyści zarzucają sobie wzajemnie sprzyjanie Putinowi. Co jest nie tylko groźne, lecz także głupie w kontekście faktów. Polska w fundamentalnych kwestiach prowadziła politykę uniezależnienia od Rosji i wymierzoną w jej interesy od kilkunastu lat.
Tak jest w kwestiach gazowych. Pierwsze decyzje w sprawie gazoportu podjął rząd Prawa i Sprawiedliwości, ale to Platforma Obywatelska faktycznie go wybudowała i zawarła pierwszy kontrakt z Katarem na gaz spoza Rosji. To za rządów PO zaczęła się rozbudowa sieci gazowej i interkonektorów. PiS wrócił do pomysłu Baltic Pipe, zrealizował go i zagwarantował w kontraktach ilości gazu, które umożliwiają nam obycie się bez rosyjskiego błękitnego paliwa.
Podobnie było w sprawach NATO, generalnie kierunek obu ugrupowań był podobny: przesuwanie infrastruktury sojuszu i jednostek NATO na wschodnią flankę. Pierwsi Amerykanie trafili nad Wisłę za rządów PO-PSL, ale w trakcie rządów PiS – który w relacjach z USA postawił praktycznie wszystko na personalny sojusz z Donaldem Trumpem – zakotwiczyli tu na stałe w sporej liczbie.
Oczywiście były różnice. PO miała pomysły na taktyczne resety z Rosją, co krytykował PiS. Ale to politycy Platformy odegrali ważną rolę w trakcie ukraińskiego Majdanu w 2014 r. Z kolei PiS, którego kurs był dużo bardziej antyrosyjski w ostatnich obu kadencjach, szukał politycznego pola manewru, współpracując z ugrupowaniami kokietowanymi przez Putina, ponieważ znalazł się poza politycznym głównym nurtem w UE. Inna sprawa, że potęgi Putina nie zbudowały decyzje Salviniego czy Le Pen, bo to nie oni zawierali deale gazowe czy negocjowali z Putinem po jego ataku na Ukrainę. W tym przypadku uderzyć się w piersi muszą partie europejskiego, a zwłaszcza niemieckiego mainstreamu.
W ostatnich dniach przykładem tego, do czego może prowadzić polityczny „pakt o nieagresji”, było szybkie i w miarę zgodne przegłosowanie w parlamencie tzw. specustawy ukraińskiej i ustawy o obronie ojczyzny, zwiększającej wydatki na armię.
Wojna polsko-polska w tym momencie jest o tyle kontrproduktywna, że do załatwienia jest kilka ważnych kwestii. Przede wszystkim wsparcie finansowe UE dla Polski na funkcjonowanie systemu opieki nad ukraińskimi uchodźcami. Wczoraj przed spotkaniem premiera z opozycją szef PO Donald Tusk wskazywał, że trzeba się domagać wdrożenia mechanizmu odpowiedzialności europejskiej. Ale ważne w szukaniu wsparcia na zewnątrz jest to, by te pieniądze były rekompensatą dla państwa polskiego za udzielaną Ukraińcom pomoc. Już się pojawiają pomysły na opozycyjnej stronie sceny politycznej, by apelować na zewnątrz o to, by te pieniądze nie trafiły do rządu, ale samorządów czy organizacji pozarządowych, „bo PiS rozkradnie”. Oczywiście tam też powinny trafiać, ale koszty będziemy ponosili jako całe państwo. Rząd, bo finansuje np. 500 plus, refundację opieki zdrowotnej czy oświatę; samorządy, bo dorzucają się do tej oświaty, mają punkty recepcyjne, a np. spółki Skarbu Państwa, jak PKP, fundują darmowe przejazdy. Koszty pomocy szacowane są nawet na 30 mld zł. Rząd i opozycja powinny współpracować, by pieniędzy było jak najwięcej.
Kolejna kwestia to odpowiedzialność za słowo. Tak liczna obecność Ukraińców w Polsce dziś jest efektem empatii polskiego społeczeństwa, ale jutro mogą się pojawić napięcia dotyczące kosztów ich utrzymywania czy absorpcji przez rynek pracy. Rząd i opozycja powinny o tym mówić, nie owijając problemów w bawełnę, ale tak, by rozładowywać możliwe napięcia.
Trzeba też dążyć do dalszego, bezprecedensowego wzmocnienia wschodniej flanki NATO, bo w obecnej sytuacji to najlepszy odstraszacz na Putina. Kluczowa jest także presja na Zachód w zakresie wzmocnienia sankcji na Rosję, możliwości mrożenia czy konfiskowania zagranicznych majątków rosyjskich oligarchów czy rozstrzygnięcia kwestii ewentualnej międzynarodowej misji pokojowej w Ukrainie. W tym także postulowana przez nas jedność – choćby chwilowa – między rządzącymi a opozycją mogłaby pomóc. Bo nawet jeśli w Polsce opozycja jest słaba, to ma dobre kontakty w europarlamencie czy Komisji Europejskiej.
Teraz szykuje się kolejny test – PiS proponuje zmianę w konstytucji, która umożliwi m.in. konfiskowanie majątków oligarchów (w celu przekazania ich na pomoc Ukrainie) czy wyłączenie finansowania armii z progów zadłużenia. Nie wiemy, na ile wszystkie te rozwiązania są konieczne, ale na pewno o niektórych, jak poluzowanie limitów dla wydatków na zbrojenia, warto dyskutować.
Dziś współpraca – choć momentami widoczna i dająca owoce – wychodzi nam średnio.
Z jednej strony mamy rząd PiS. Oczekuje on czegoś na kształt jedności narodowej i zbiórki pod polską flagą, ale jednocześnie jego medialne ramię, „Wiadomości” TVP, praktycznie dzień w dzień skleja Donalda Tuska z Putinem (bo np. za słabo klaskał, podobnie jak prezydent Rosji, na przemówieniu Lecha Kaczyńskiego), Mateusz Morawiecki regularnie nazywa Europejską Partię Ludową „partią Nord Stream 2”, a jego koalicjant Zbigniew Ziobro nie ustaje w atakowaniu UE, przekonując, że to ona przyczyniła się do zbudowania potęgi Putina.
Z drugiej strony jest opozycja, której zapewnienia o konieczności wzniesienia się ponad polityczne podziały w nadzwyczajnej sytuacji raz po raz są podważane – a to przez Donalda Tuska (który strawestował słynne słowa marszałka Piłsudskiego, mówiąc: „naród wielki, tylko władza… nie będę kończył tej parafrazy”), a to przez ulubionego adwokata opozycji Romana Giertycha, suflującego – wciąż chcemy wierzyć, że w ramach mało śmiesznego żartu – przekaz o rozbiorze Ukrainy z udziałem Polski i Rosji. Chwilę później w te same nuty uderzyła rosyjska propaganda, ustami szefa tamtejszej dyplomacji Siergieja Ławrowa, który próbuje sugerować udział Polski w przyszłym rozbiorze Ukrainy. Trudno o bardziej dosadny sygnał, że Moskwa wszelkimi sposobami będzie próbowała destabilizować sytuację w naszym kraju.