Przedstawiciele Grupy Enea, United Nations Global Compact Network Poland i administracji rządowej, a także naukowcy i niezależni eksperci zainaugurowali w Narodowym Muzeum Morskim w Gdańsku projekt „Bałtyk dla pokoleń”. Inicjatywa ma łączyć organizacje, które chcą doprowadzić do działań na rzecz oczyszczenia dna morza z broni chemicznej i konwencjonalnej oraz wraków statków z czasów II wojny światowej

Podczas konferencji inaugurującej międzysektorowy projekt, prelegenci dyskutowali na temat konieczności zdecydowanych działań zmierzających do oczyszczania dna morskiego i ostrzegali przed możliwymi skutkami pozostawiania zatopionych wraków w morzu.

Czas działa na niekorzyść

Choć od zakończenia II wojny światowej minęło ponad 75 lat, na dnie Morza Bałtyckiego wciąż spoczywają pozostałości po działaniach militarnych. Szacuje się, że po wojnie zatopiono nawet 50 tys. ton broni chemicznej i 500 tys. ton broni konwencjonalnej. Na dnie akwenu spoczywają również tysiące wraków statków. Na polskich wodach zidentyfikowano dotychczas 415 zatopionych jednostek, z których niemal co czwarty znajduje się w obrębie Zatoki Gdańskiej - istotnego obszaru dla polskiej gospodarki i turystyki.
Eksperci szacują, że pojemniki z bronią chemiczną, zalegające w morzu są obecnie skorodowane w ok. 80 proc. W słonej wodzie stalowe konstrukcje ulegają szybkiej degradacji, bo w ciągu roku znika średnio 0,1 mm poszycia. Ich szybkie niszczenie grozi kolejnymi wyciekami paliw i szkodliwych substancji. Trzeba pilnie przeciwdziałać zagrożeniom.
Z opublikowanego w ub.r. raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że największe zagrożenie katastrofą ekologiczną na polskim wybrzeżu stwarzają dwa duże wraki. Jeden z nich to S/S „Stuttgart”, spoczywający niedaleko Gdyni. Z wraku wciąż wycieka paliwo ciężkie podobne do smoły, które zanieczyściło do tej pory ok. 40 hektarów dna morskiego. To obszar odpowiadający powierzchni 560 boisk piłkarskich. W Zatoce Gdańskiej, na południe od Helu leży kolejne zagrożenie dla ekosystemu - tankowiec „Franken”, w którego zbiornikach nadal znajduje się duża ilość paliwa, liczona w setkach tysięcy ton. Jego niekontrolowany, nagły wyciek może doprowadzić do skażenia wielu kilometrów wybrzeża. Przede wszystkim Półwyspu Helskiego, a także innych cennych przyrodniczo miejsc, w tym siedlisk foki szarej.

Enea o konieczności neutralizacji zagrożenia

Grupa Enea i przedstawiciele UN Global Compact Network Poland przekonują, że brak działań w kierunku usunięcia wraków i broni chemicznej z dna morskiego oznacza groźbę potężnej katastrofy ekologicznej, którą odczują nie tylko regiony nadmorskie i ich mieszkańcy. Poprzez rybołówstwo czy turystykę negatywne skutki będą również oddziaływać na mieszkańców całej Europy.
- Chcemy informować i edukować Polaków oraz Europejczyków w kwestii bezpieczeństwa Morza Bałtyckiego. Pragniemy uwrażliwiać opinię publiczną. Bezpieczny Bałtyk musi stać się priorytetem dla Europy i to jest nasz apel, który kierujemy do wszystkich, którym los kolejnych pokoleń nie jest obojętny - podkreślił podczas swojego wystąpienia w części otwierającej konferencję Paweł Szczeszek, prezes Enei. Ten punkt widzenia podzielił Kamil Wyszkowski, przedstawiciel krajowy i dyrektor wykonawczy UN Global Compact Network Poland. - Problem broni chemicznej na dnie Bałtyku staje się z roku na rok coraz bardziej naglącą kwestią. Korodujące materiały mogą w każdej chwili uwolnić do środowiska ogromną ilość toksycznych substancji, co spowoduje znaczące, a wciąż trudne do oszacowania szkody. Nie możemy do tego doprowadzić - mówił. Jego zdaniem kompleksowa współpraca, angażująca społeczeństwo, rządy, samorządy, organizacje biznesowe i pozabiznesowe, może pomóc w wypracowaniu konkretnych rozwiązań. - Właśnie w tak nakreślone ramy wpisuje się nasz projekt „Bałtyk dla pokoleń”. Upominamy się o to, żeby dbać o ekosystem w kontekście ryzyka środowiskowego, które niosą za sobą środki chemiczne i broń. Wraz z Eneą chcemy nie tylko edukować na temat realnego zagrożenia naszego ekosystemu, ale także w niedługiej perspektywie realnie wpłynąć na działania podejmowane w tej kwestii na arenie krajowej i międzynarodowej - zaznaczył Wyszkowski.
Aby niwelować zagrożenie dla morskiego ekosystemu, największy polski koncern energetyczny chce budować poczucie odpowiedzialności w społeczeństwie i stworzyć koalicję organizacji, samorządów i prywatnych firm, które realnie zajmą się rozwiązaniem problemu tego rodzaju zanieczyszczeń.
Poprzez realizację przedsięwzięć edukacyjnych, skupiających różne grupy społeczne, Enea wzywa do międzysektorowego porozumienia i stworzenia warunków do bezpiecznego korzystania z Bałtyku. - Chcemy angażować różne środowiska, by stworzyć wspólną płaszczyznę dyskusji i szukać rozwiązań dla ochrony Morza Bałtyckiego. Integracja różnych środowisk będzie powodować dalsze zaangażowanie decydentów, również na szczeblu międzynarodowym, by podejmować realne działania na rzecz oczyszczenia dna morskiego - mówiła Anna Lutek, dyrektor departamentu Public Relations i Komunikacji w Enei.
- Potencjalna katastrofa jest kwestią kilku dziesięcioleci, a należy założyć, że wydarzy się prędzej niż później. Najważniejszym przesłaniem kampanii jest odpowiedzialność nie tylko tu i teraz, ale też dla następnych pokoleń, które mają pełne prawo do korzystania z dobrodziejstw Bałtyku - wyjaśniła.
ikona lupy />
foto: materiały prasowe

Realne zagrożenie

Konieczność podjęcia pilnych i długofalowych działań podkreślał też uczestniczący w konferencji zdalnie Jacek Sasin, minister aktywów państwowych. - Chemikalia, amunicja, pozostałości statków są tykającą bombą ekologiczną, która w każdej chwili może uwolnić śmiercionośne substancje. Wyciek tych substancji może spowodować katastrofę ekologiczną na niewyobrażalną skalę, a Bałtyk, jaki znamy dziś, przestałby istnieć w takiej formie. To jest realne zagrożenie. Nie możemy czekać i zrzucać tej odpowiedzialności na przyszłe pokolenia - podkreślił Jacek Sasin.
Dodał, że Bałtyk to dobro narodowe i wspólne dziedzictwo nie tylko Polski, ale też innych krajów. Według szefa resortu aktywów państwowych oczyszczenie morza to problem ogólnoeuropejski i będzie wymagać współpracy międzynarodowej, wielu instytucji, ośrodków badawczych i eksperckich. - Polska nie może być pozostawiona z tym problemem sama. To przerasta nasze możliwości. Nasz kraj był ofiarą państw będących właścicielami broni, która obecnie zalega na dnie morza i nie możemy ponosić pełnej odpowiedzialności z tego powodu. Dlatego ważne jest zaangażowanie Unii Europejskiej, NATO, ONZ, to musi być nasze wspólne działanie - mówił minister. Podkreślił, że Polska zrobiła już pierwszy krok - rząd powołał międzyresortowy zespół, który zajmuje się problemem.

Trzeba szybkiej reakcji

Działania Grupy Enea wpisują się w globalną strategię przeciwdziałania tego typu ekozagrożeniom. #BałtykDlaPokoleń to realna odpowiedź na te dążenia i realizację rezolucji Parlamentu Europejskiego z kwietnia br., wzywającej kraje członkowskie do oczyszczenia Morza Bałtyckiego z wraków statków i broni chemicznej z okresu II wojny światowej, aby przeciwdziałać katastrofie klimatycznej. Współautorami unijnego aktu prawnego byli polscy europosłowie, a wśród nich, m.in. Anna Fotyga.
Była szefowa polskiego MSZ w części konferencji pt. „UE wobec zagrożeń na dnie Bałtyku” zauważyła, że sprawy zmierzają w dobrym kierunku. - Zainteresowanie naukowców, aby przystąpić do zdecydowanych działań, zostało poparte przez wielu przedstawicieli państw członkowskich. Rezolucja była podpisywana ponad podziałami politycznymi i z tego najbardziej się cieszymy - stwierdziła.
Znaczenie uchwalenia rezolucji Parlamentu Europejskiego dotyczącej pozostałości substancji chemicznych w Bałtyku podkreślał także Krzysztof Paturej, prezes zarządu Międzynarodowego Centrum Bezpieczeństwa Chemicznego (ICCSS). Jego zdaniem europejski akt prawny z kwietnia br. ma fundamentalne znaczenie, bo pozwala na zmianę postrzegania problemu przez unijne władze.
- Musimy odejść od patrzenia na wydobycie z dna kilkuset tysięcy toksycznych substancji jako problem polityczny, a dyskusję przenieść na poziom zagadnień ekologicznych i zdrowotnych. Ta kluczowa zmiana postrzegania pozwoli zaangażować społeczność międzynarodową w rozwiązanie tego palącego problemu. Broń chemiczną z czasów wojny nadal wydobywa się np. w okolicach Waszyngtonu czy w Japonii. Nikt nie traktuje jej tam jako zagrożenia dla bezpieczeństwa i obrony państwa, tylko jedno z zagrożeń prowadzących do katastrofy ekologicznej - tłumaczył prezes ICCSS. Zaznaczył, że do tej pory niewiele się o tym mówiło, a rezolucja PE sprzed kilku miesięcy jest światełkiem w tunelu. - Zbudowaliśmy klimat do międzynarodowego działania. Polska była inicjatorem włączenia się w sprawę NATO. Dodatkowo, w wyniku działań zainicjowanych przez polsko-litewską dyplomację, rezolucję na ten temat przyjęło też Zgromadzenie Ogólne ONZ. Rezolucja PE ma istotne znaczenie w zmianie postrzegania problemu przez całą Unię. Jest zwieńczeniem długiego procesu działań podjętych m.in. przez polskich dyplomatów. Świat wie, co mamy robić. Blokowano nas jednak przez wiele lat, żeby podjąć realne działania. Teraz może się to zmienić - stwierdził dyplomata.
- Należy pamiętać, że to Polska była ofiarą II wojny światowej. Mamy do czynienia z kompetencją wspólnotową, więc wydobycie broni i wraków z dna Bałtyku nie jest tylko polską kwestią, ale też państw nadbałtyckich i innych członków Unii - dodała Anna Fotyga.
Krzysztof Paturej uzmysłowił również, że skala zagrożenia skażeniem całego akwenu jest ogromna, bo na dnie mamy do czynienia ze związkami chemicznymi zawierającymi arsen. - To najniebezpieczniejsza substancja chemiczna w Bałtyku. W przeciwieństwie do iperytu, arsen się rozpuszcza, wpływając na geny człowieka. Gdy więc dostanie się do wody, skutki dla życia mogą być dramatyczne - alarmował.
Dlatego zdaniem Anny Fotygi trzeba działać szybko i iść za ciosem, bo są na to odpowiednie warunki polityczne. - Za sprawą rezolucji, dzięki zaangażowaniu wielu stron, udało się uzyskać pewien przełom. Obecnie mamy odpowiedni czas na to, żeby przeprowadzić bardzo konkretne działania. Do tej pory paraliżująca była kwestia skali i przeświadczenie, że niewiele prócz mapowania da się zrobić, a przecież mamy do czynienia z ogromnym postępem technologicznym. Te możliwości trzeba wykorzystać - stwierdziła europosłanka PiS. Krzysztof Paturej dodał, że Polska powinna stworzyć w Gdańsku centrum, które zajmie się badaniami nad wydobyciem amunicji i sieć międzynarodowej współpracy naukowej.
ikona lupy />
foto: materiały prasowe

Ważna rola naukowców

W panelu „Alarm dla środowiska - zagrożenie na dnie Bałtyku” dr hab. inż. Wojciech Konicki, kierownik Katedry Ochrony Środowiska i Towaroznawstwa z Akademii Morskiej w Szczecinie, zwrócił uwagę na kwestię selektywności. - Niektóre związki chemiczne, rozkładające się w wyniku procesu hydrolizy na formy bezpieczne, można byłoby formalnie pomijać - stwierdził. Wpłynęłoby to znacząco na koszty całej operacji. - Aby jednak ocenić, które elementy można byłoby wydobyć później, potrzebne są szczegółowe badania. - Technologię, którą potencjalnie można byłoby zastosować, trzeba najpierw przetestować i dostosować do konkretnego problemu. Żeby zrobić to w sposób całkowicie bezpieczny, wymaga to co najmniej kilkuletnich przygotowań, które obejmą m.in. test technologii na małą skalę wraz z pełnym monitoringiem środowiskowym - wyjaśnił prof. Jacek Bełdowski, wiceprzewodniczący Rady Naukowej Instytutu Oceanografii Polskiej Akademii Nauk (PAN).
Profesor Bełdowski dodał również, że nie każda bomba czy pocisk, które spoczywają w Bałtyku, są na tyle niebezpieczne, że trzeba je od razu wyciągnąć. - Część z nich jest zagrzebana głęboko w mule, część uwolniła już swoje szkodliwe substancje, a część leży w miejscach, gdzie prądy morskie są powolne, a warunki tlenowe raczej stabilne. Niezwykle trudno jest jednak oszacować proporcje. Trzeba to zrobić, badając każdy pocisk, w zasadzie sztuka po sztuce - tłumaczył naukowiec. Jego zdaniem takie badania nie zostały dotąd wykonane, bo nie realizowano projektów monitoringowych czy państwowych, tylko badawcze, których możliwości są mocno ograniczone.
Zdaniem prelegentów bezpieczne Morze Bałtyckie dla turystyki, rybołówstwa, transportu morskiego, energetyki i wielu innych gałęzi gospodarki w kolejnych latach musi stać się priorytetem dla Europy. Wysiłki w tym zakresie od wielu lat czyni powołana przez państwa basenu Morza Bałtyckiego i Wspólnotę Europejską Komisja Ochrony Środowiska Morskiego Bałtyku, zwana również Komisją Helsińską (HELCOM). - Zajmujemy się zarówno od dawna znanymi, jak i powstającymi obszarami o potencjalnie szkodliwym wpływie na środowisko morskie. Pełnimy funkcję doradczą, gromadząc wiedzę naukową i techniczną oraz przekładając swoje ustalenia na strategie lub zalecenia, które najlepiej nadają się do reagowania na konkretne kwestie dotyczące całego akwenu - podkreślał Rüdiger Strempel, sekretarz wykonawczy Komisji Ochrony Środowiska Morskiego Bałtyku.

Wykorzystać potencjał

W części zatytułowanej „Oczyszczenie Bałtyku - wyzwanie na dziesięciolecia” poruszono kwestię neutralizacji problemu na obszarze całego akwenu. Specjaliści zastanawiali się, czy Polska jest gotowa poradzić sobie z zalegającą bronią i wrakami całościowo, czy ze względu na finansowanie i złożoność operacji jesteśmy zmuszeni stosować jedynie reakcje punktowe na zagrożenie w miejscach, gdzie zostało zidentyfikowane.
Zdaniem Łukasza Porzuczka, prezesa GeoFusion Group, Polska może działać na szerszą skalę. Jego firma wciąż udoskonala rozwiązania, które to umożliwiają. - Zaprojektowaliśmy rozwiązania systemowe, które pozwolą działać na szerszą skalę. Wymagają one jednak dalszych badań. To, czym w tym momencie dysponujemy, to nie jest system do podejmowania i oczyszczania zrzutowisk. Nasz system ma stosunkowo bardzo niedużą wydajność i służy do obsługi inwestycji takich jak farmy wiatrowe. Skupiliśmy się więc na obronieniu koncepcji zielonego Bałtyku, która zakłada budowę wiatraków na morzu - wyjaśnił przedsiębiorca.
Z kolei prof. dr hab. Wojciech Dróżdż, wiceprezes Enei Operator i kierownik Katedry Logistyki na Uniwersytecie Szczecińskim, zauważył, że aby pozbyć się zagrożeń dla Bałtyku nauka i biznes powinny tworzyć pozytywny efekt synergii. - Raczkujemy z inwestycjami na morzu. Sprostanie wyzwaniom współczesności jest uzależnione od usunięcia wszystkich potencjalnych zagrożeń - powiedział.
Jak przypomniał prof. Dróżdż, do 2050 r. Unia szacuje, że zainstalowana moc elektrowni wiatrowych na morzu wyniesie ok. 450 GW, z czego 93 GW zostanie zlokalizowane właśnie na Bałtyku, który jest drugim w Europie akwenem pod względem atrakcyjności gospodarki offshorowej. - Aby stać się liderem energetyki wiatrowej, nie możemy doprowadzić do wygaszania turystyki nadmorskiej i ograniczania działalności na morzu. Dlatego szybka likwidacja problemu broni chemicznej i wraków powinna być priorytetem dla wszystkich - stwierdził naukowiec.
Zarówno prelegenci, jak i organizatorzy konferencji wspólnie podkreślali, że tylko podjęcie wspólnych, wielopłaszczyznowych działań może uchronić Morze Bałtyckie od scenariusza, w którym życie jakichkolwiek, morskich organizmów będzie zagrożone. Wymaga to badań i szczegółowych analiz, które pomogą zdefiniować i dokładnie oszacować skalę problemu, który wydaje się możliwy do rozwiązania. Potrzeba jednak międzynarodowej współpracy.
BACH
partner