Ostateczna jest kara sześciu lat więzienia dla b. prezydenta Zawiercia Ryszarda M., który miał przyjąć ok. 170 tys. zł łapówek. Kasacja na jego korzyść, w której przekonywano, że M. nie był świadomy tego, co dzieje się na rozprawie odwoławczej, została oddalona przez SN jako "oczywiście bezzasadna".

Wyrok I instancji zapadł w maju 2018 r. przed Sądem Rejonowym w Myszkowie - wówczas b. prezydenta Zawiercia skazano na cztery lata pozbawienia wolności. W czerwcu 2019 r. częstochowski sąd podwyższył wymiar kary do sześciu lat więzienia. Według ustaleń śledztwa M. przyjął ok. 170 tys. zł łapówek w zamian za korzystne dla biznesmenów decyzje inwestycyjne.

W czwartek Izba Karna Sądu Najwyższego zajmowała się kasacją na jego korzyść. Głównym jej zarzutem było uniemożliwienie oskarżonemu czynnego brania udziału w postępowaniu sądowym w II instancji, co stanowi bezwzględną przesłankę odwoławczą.

Jak wskazywał pełnomocnik b. prezydenta Zawiercia, sąd uznał, że obecność oskarżonego jest obowiązkowa, a jednocześnie biegli mieli stwierdzić, że ze względu na stan zdrowia nie powinien przebywać na sali sądowej dłużej niż 60 minut. "Rozprawa trwała kilka godzin. Oskarżony został dowieziony do sądu okręgowego w Częstochowie z aresztu śledczego w Poznaniu, nie otrzymał leków w dniu poprzedzającym przyjazd (…), a w czasie rozprawy oskarżony po prostu był nieobecny" – relacjonował obrońca.

Według niego b. prezydent Zawiercia miał "zamknięte oczy i głowę bezwładnie opartą na piersiach", a przewodniczący składu sędziowskiego zupełnie nie reagował na zaistniałą sytuację.

Sąd oddalił kasację jako "oczywiście bezzasadną". Jak wskazywał sędzia sprawozdawca Andrzej Siuchniński, istotą sprawy jest to, czy b. prezydent Zawiercia faktycznie był nieobecny na rozprawie. "Otóż był na rozprawie fizycznie obecny, brał w niej czynny udział. Analiza protokołu rozprawy odwoławczej w najmniejszym stopniu nie wskazuje na to, iż można by uznać (…), że Ryszard M. pozostawał w stanie wyłączającym rozeznanie co do istoty rzeczy i tego, co się dzieje na rozprawie" – podkreślił sędzia.

Jak dodał, nieprawdą jest również to, że biegli uznali, iż rozprawa z udziałem oskarżonego może być prowadzona tylko przez 60 minut. "Biegli powiedzieli, że przeciętnie rozprawa odwoławcza mniej więcej tyle trwa, w związku z tym to jest czas, w jakim oskarżony z całą pewnością może w niej uczestniczyć, co nie znaczy, że nie może uczestniczyć dłużej – trzeba tylko umożliwić mu odpowiednią pozycję, ewentualnie reagować na wnioski w przedmiocie przerwy" – mówił sędzia Siuchniński.

Sędzia wskazał, że ostatecznie rozprawa trwała ok. dwóch godzin. "Dla sądu rozstrzygająca jest treść protokołu. Nie ma tam jakichkolwiek wniosków ze strony obrony dotyczących przerwy ze względu na stan zdrowia oskarżonego czy jego zachowanie albo wskazujących na potrzebę złożenia wyjaśnień przez pana M." – podsumował.

Sprawa M. przed Sądem Okręgowym w Częstochowie nie mogła ruszyć przez kilka miesięcy. Z wokandy spadała pięć razy, w tym cztery - ze względu na przysyłane przez oskarżonego zaświadczenia lekarskie. Kiedy sąd, po kolejnym zwolnieniu, postanowił zasięgnąć opinii biegłych na temat stanu zdrowia samorządowca, ten nie stawił się na wyznaczony w Poznaniu termin badań. Został wtedy aresztowany, a biegli ocenili, że może odpowiadać w procesie. Dopiero to pozwoliło przeprowadzić rozprawę odwoławczą.

B. prezydent Zawiercia nie stawił się na czwartkowej rozprawie przed Sądem Najwyższym. W śledztwie i w trakcie procesu nigdy nie przyznał się do korupcji.