Przedstawiciele PiS zapewniają, że nie zamierzają straszyć Polaków przybyszami. Opozycja również wykazuje wstrzemięźliwość. Eksperci podejrzewają, że pokusa politycznego zdyskontowania sytuacji jednak zwycięży.

– Polska obroniła się przed falą uchodźców w 2015 r. i teraz też się obroni. Będziemy postępowali odpowiedzialnie, jesteśmy przygotowani, obronimy Polskę – mówił w ubiegłym tygodniu w Polsat News wicepremier Piotr Gliński. Taka wypowiedź może świadczyć o tym, że PiS – przy okazji wydarzeń na polsko-białoruskiej granicy oraz w Afganistanie – zechce wprowadzić temat uchodźców ponownie na polityczną agendę.
Czy czeka nas powrót do retoryki sprzed lat, gdy Jarosław Kaczyński wskazywał na choroby, które mogą do Europy „zawlec” przybysze ze Wschodu i mówił, że nie ma żadnego powodu, żebyśmy godząc się na imigrantów, „radykalnie obniżyli standard życia Polaków”?
Działacze PiS zapewniają, że teraz sytuacja jest inna. – Wcześniej mówiliśmy o czymś, co nie dotyczyło naszych granic, dziś problem dotyczy nas bezpośrednio. Pojawia się konkretny kontekst polityczny, czyli realizowanie scenariusza Łukaszenki. Niestety opozycja nie jest w stanie zrozumieć tej oczywistej sytuacji – narzeka polityk partii rządzącej. Przyznaje też, że nastawienie polskiego społeczeństwa zdążyło się zmienić, głównie pod wpływem coraz bardziej widocznej obecności obywateli Ukrainy w Polsce. – Tyle że my i Ukraińcy jesteśmy z jednego kręgu kulturowego, jesteśmy sobie historycznie bliscy – tłumaczy. Przekonuje, że nie możemy sobie pozwolić na masowe wpuszczanie przybyszów wysyłanych do nas z terytorium Białorusi. – Możemy mieć do czynienia z infiltracją, migracją, która przynosi zamachy i inne nieprzewidywalne zdarzenia. Sądzę, że Polacy to dostrzegają – zaznacza nasz rozmówca z PiS.
– Nie patrzymy na sytuację przez pryzmat uzysków sondażowych, nasze zdanie i polityka w tej sprawie są niezmienne. Jak pokazało życie przez ostatnich kilka lat, to my mieliśmy rację i przyznają to już kraje Europy Zachodniej i liderzy UE, którzy ten błąd popełnili – mówi poseł Anita Czerwińska, rzeczniczka PiS.
Eksperci mają problem z uwierzeniem w te zapewnienia. Ich zdaniem pokusa wprowadzenia tematu uchodźców na polityczną agendę, zwłaszcza w kontekście dotychczasowych doświadczeń, może się okazać zbyt silna – zarówno dla PiS, jak i opozycji.
– To, czy temat szeroko wejdzie na polityczną agendę, w dużej mierze zależy od tego, czy podejmie go opozycja. Bo nie wystarczy, że strona rządowa będzie chciała ten temat eksploatować, choć widać, że ma na to ochotę – ocenia Marcin Duma z Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych IBRiS. Jego zdaniem to może być temat pułapka. – Opozycja chciałaby się pewnie pokazać jako humanitarna twarz polskiej polityki, mając jednak świadomość, że istnieje poważna obawa czy niepewność w społeczeństwie co do przyjmowania imigrantów. Co do osób uciekających z Kabulu, to chyba nie ma specjalnych wątpliwości, że powinniśmy je przyjąć. Co innego imigranci, których w dużej liczbie widzimy na granicach. Jak zwizualizujemy sobie ich setki czy tysiące, to automatycznie chęć do ich przyjęcia maleje w społeczeństwie. Zwłaszcza że sama Unia jest już bardzo daleko od dawnej retoryki „witajcie, drodzy imigranci” – przyznaje Duma.
Zdaniem politologa prof. Rafała Matyi są dwa powody, dla których Zjednoczona Prawica może jednak próbować wykorzystać temat uchodźców dla celów politycznych. – Po pierwsze, PiS idzie słabo jak nigdy, tzn. uruchamiane są kolejne tematy jak Polski Ład, ale one nie odnoszą oczekiwanego skutku sondażowego. Dlatego obóz rządzący może próbować sięgać po dobrze znany element strachu, oparty na incydentalnych przypadkach, a nie masowym zjawisku – tłumaczy. Podkreśla też znaczenie rutynowych zachowań. – Duża część prawicy reaguje negatywnie na słowo „uchodźca”, jednocześnie nie mając nic przeciwko imigracji zarobkowej np. z Ukrainy. W tej retoryce gorszy jest ktoś, kto nas prosi o azyl i pomoc humanitarną niż ktoś, kto przyjechał z innego kraju, np. azjatyckiego, w celach zarobkowych – twierdzi ekspert.
Opozycji, która – jak przekonuje Marcin Duma – nie jest jednolita w tej kwestii, nie pali się do wynoszenia sprawy uchodźców na sztandary. – Szymon Hołownia mówi o uchodźcach w sposób, który sugeruje raczej jego sceptyczne podejście do możliwości ich przyjmowania. Pytanie, co zrobi Platforma Obywatelska? Co prawda mamy posłów Jońskiego i Szczerbę, niosących pomoc rzeczową uchodźcom na granicy, ale dalej w deklaracje nie idą, być może czując, że temat może stanowić polityczne zagrożenie – ocenia.
– Wyciągnęliśmy wnioski z sytuacji sprzed lat, podobnie zrobiła Europa, proszę spojrzeć, jak wypowiada się prezydent Macron – mówi nam jeden z ludowców. – Dlatego my mówimy o tym, że to odpowiedzialność rządu, to on musi znaleźć rozwiązanie, nie ma mowy o żadnym otwieraniu granic czy automatycznej relokacji. Na dziś nie ma pewności, czy rząd jest w stanie prześwietlić wszystkie osoby trafiające do Polski – dodaje.
„Polskie granice muszą być szczelne i dobrze chronione. Kto to kwestionuje, nie rozumie, czym jest państwo. Ochrona nie polega na antyhumanitarnej propagandzie, tylko sprawnym działaniu. Za czasów PiS polską granicę przekroczyło rekordowo dużo nielegalnych migrantów” – napisał w piątek na Twitterze lider PO Donald Tusk. Pojawiają się opinie, że takim wpisem świadomie lub nie częściowo przejął retorykę Prawa i Sprawiedliwości z 2015 r. Jan Grabiec, poseł Platformy, wskazuje, że dla jego partii ważne są dwie kwestie. – Nie możemy pozwolić każdemu na przekraczanie granicy bez żadnej kontroli. Miejscem do oceny wniosków azylowych są punkty przejść granicznych. W tej kwestii rząd jednak zawodzi, bo tej kontroli nie ma, a incydent na granicy z Białorusią ma tylko przykryć szerszy problem związany z dziurawą ochroną naszych granic. Po drugie, wskazujemy, że PiS wykorzystuje cynicznie problem uchodźców do odwrócenia uwagi od innych problemów, grając na naturalnych obawach Polaków – wyjaśnia Jan Grabiec.
– Zanim zaczniemy się wypowiadać stanowczo w tej kwestii, wpierw zażądamy informacji, jaki jest stan faktyczny. Sytuacja na granicy z Białorusią to balon próbny. PiS chce w ten sposób zbadać reakcje ludzi i wciągnąć w to opozycję. Nie bez przyczyny pierwszy filmik, który pokazał klincz w sprawie koczującej tam grupy migrantów, zanim dowiedzieli się o tym dziennikarze, ukazał się na profilu społecznościowym wspierającym PiS – przekonuje inny polityk PO.
Lewica dotąd najgłośniej podnosi problem pomocy uchodźcom. – Zwłaszcza jeśli znajdują się ledwie 10 m od naszej granicy – podkreśla Anna Maria-Żukowska, posłanka tej partii. – Masowego napływu uciekinierów z Afganistanu bym się nie spodziewała, bo talibowie na to nie pozwolą, a poza tym którędy mieliby do nas docierać? Ponieważ jesteśmy granicą strefy Schengen, nie jest to problem Polski. Powinna być powołana unijna agencja, która mogłaby nadzorować system weryfikacji imigrantów – dodaje.