Wersja KPO z 30 kwietnia (przesłana do KE) różni się od tej z 28 kwietnia. Po pierwsze, inaczej rozdzielono pieniądze między sektor rządowy i samorządowy. Z korzyścią dla władz lokalnych, bo ich pulę zwiększono z ok. 10,8 mld (29,9 proc. udziału) do 11,2 mld euro, co zapewne jest efektem spełnienia przez PiS jednego z postulatów Lewicy, która żądała minimum 30 proc. środków dla władz lokalnych.

Po drugie, w wersji z 28 kwietnia jasno określono nie tylko udziały w całości KPO dla wszystkich trzech sektorów (rząd, samorządy, przedsiębiorcy), lecz także ich procentowe udziały w części grantowej i pożyczkowej. To była jedna z głównych osi sporu na linii rząd‒samorządy. Rząd przyznał sobie bowiem 47,7 proc. w grantach i 21,4 proc. w pożyczkach, podczas gdy w przypadku samorządów proporcje te były niemal odwrotne – 20,1 proc. udziału w grantach i 49,3 proc. w pożyczkach.

Teraz ten podział zniknął. – To chyba celowy zabieg, by nie zamykać drogi do rozmów o ewentualnych przesunięciach na etapie wdrażania – słyszymy od naszego rozmówcy z rządu, który sugeruje, że podział na granty i pożyczki może się zmienić.

– Gdyby była dobra wola, rząd od razu wpisałby jasne i czytelne kryteria. Dlatego zakładam, że chodzi o tymczasowe wyłączenie elementu krytyki – mówi Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku.

Dobra wiadomość jest taka, że część pożyczek w ramach KPO w praktyce może się okazać grantami. Dlaczego? Formalnie pożyczki zaciągnie KE, a spłacą je państwa członkowskie. I to od nich zależy, w jakiej formie te pieniądze zaoferują krajowym beneficjentom. Na razie trudno jednak o twarde deklaracje ze strony rządu czy samej KE – wszystko zależy od tego, na jakich zasadach Komisja pożyczy pieniądze na rynkach finansowych. Wcześniej zasoby własne UE muszą ratyfikować wszystkie kraje członkowskie

Prawo i Sprawiedliwość utorowało już sobie drogę do wpompowania w polską gospodarkę miliardów euro z nowej perspektywy finansowej Unii Europejskiej, w tym z Funduszu Odbudowy. Sejm po burzliwych obradach ratyfikował tzw. zasoby własne UE, a Krajowy Plan Odbudowy (plan rządu na wydanie 36 mld euro z Funduszu Odbudowy) trafił do oceny przez Komisję Europejską.
Rząd mówi jasno: KPO to dokument już zamknięty, przynajmniej na poziomie kraju. Deklaracje te miały z jednej strony ukrócić dalsze żądania opozycji (zwłaszcza Platformy Obywatelskiej i samorządowców), z drugiej – dać Lewicy, która poparła PiS w Sejmie, gwarancję, że wynegocjowane z nią warunki nie ulegną zmianie.
Obawy samorządowców
Jedną z głównych osi sporu na linii rząd–samorządy i opozycja było to, ile i komu przypadnie grantów oraz pożyczek. Lokalni włodarze czuli się tu poszkodowani. Ale ta wersja KPO, która została przesłana do Brukseli, nie zawiera już szczegółowych informacji na ten temat. Wskazano jedynie nominalne kwoty i procent całości KPO.
„Przyznane samorządom środki w części pożyczkowej zostały przypisane do inwestycji, które ze swej natury nie tylko nie generują zysku (z którego samorządy mogłyby pokrywać spłatę pożyczek), a są wręcz deficytowe. KPO przewiduje bowiem, że z udzielanych w jego ramach pożyczek miasta miałyby m.in. dokonywać zakupu taboru tramwajowego czy finansować zazielenianie przestrzeni” – wskazuje Unia Metropolii Polskich (UMP) zrzeszająca największe miasta.
To, że podział na granty i dotacje nie jest już klarownie uwidoczniony w KPO, budzi obawy samorządowców. Ich zdaniem rząd chciał w ten sposób uniknąć dalszych dyskusji w temacie. Jak mówi DGP Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku i szef UMP, na przykładzie poszczególnych projektów samorządowcy policzyli, że w środkach rządowych dotacje stanowią 80 proc., dla przedsiębiorców to 67 proc., a dla samorządów tylko niecałe 49 proc. – To lepszy podział niż w wersji KPO z 28 kwietnia, ale wciąż niesprawiedliwy – ocenia Truskolaski.
Jak nieoficjalnie słyszymy w rządzie, chodziło o to, by zostawić sobie pole manewru przy dalszych rozmowach z KE i samorządami. To, komu i ile przypadnie pożyczek lub grantów, zależy od tego, na jakich zasadach KE pożyczy pieniądze na rynkach finansowych. – Aby Komisja mogła zacząć pożyczać, wszystkie państwa członkowskie muszą ratyfikować decyzję o zasobach własnych zgodnie z ich wymogami konstytucyjnymi – podaje biuro prasowe Komisji Europejskiej.
– Wcześniej KE zakładała, że już w II kw. będzie mogła zrobić na rynku rozeznanie, jakie mogą być warunki pożyczek, teraz jest nadzieja, że do końca II kw. wszystkie państwa ratyfikują zasoby własne i może w lecie będzie wiadomo, na jakich zasadach KE pożyczy pieniądze – uzupełnia nasz rozmówca z rządu.
Pewna swoboda
W praktyce może się okazać, że pożyczki w ramach KPO będą przynajmniej częściowo grantami. – Pożyczki weźmie na siebie państwo, a jak je zaoferuje beneficjentom, zależeć już będzie od ustaleń krajowych – sugeruje osoba z rządu. Jak dodaje, dotąd w UE była tendencja do zwiększania puli instrumentów zwrotnych niż dotacji. – My mieliśmy tylko drobne instrumenty zwrotne, np. pożyczki POIR, ale tendencja do zwiększania udziału instrumentów zwrotnych będzie widoczna także u nas. Dla samorządów to będzie i tak duży zysk, bo nawet jeśli trzeba będzie zwrócić pożyczkę, to np. w stosunku jeden do jednego, bez odsetek. Być może nie będzie trzeba jej wliczać do wskaźników zadłużenia. Ale tu potrzebna jeszcze będzie zgoda Eurostatu – dodaje rozmówca DGP.
Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej nie rozstrzyga sprawy w sposób jednoznaczny. – Dodatkowe środki na finansowanie Instrumentu Odbudowy pochodzić będą z pożyczek zaciągniętych przez KE na podstawie upoważnienia państw członkowskich. Z pożyczek tych będzie finansowane zarówno wsparcie bezzwrotne (granty), jak i wsparcie zwrotne przekazywane do państw członkowskich. Wsparcie dla samorządów z KPO przewidywane jest zarówno z części dotacyjnej, jak i z części zwrotnej – informuje resort.
Od Komisji Europejskiej też nie można usłyszeć jasnego przekazu w tej sprawie. W przesłanych nam odpowiedziach przedstawiciele KE zwracają uwagę, że pieniądze zostaną przekazane rządom państw członkowskich do rozdysponowania zgodnie z KPO. „Późniejsze wykorzystanie tych funduszy (w tym przez końcowych beneficjentów) musi znaleźć odzwierciedlenie w planie naprawy i odporności opracowanym przez rządy państw członkowskich” – pisze Bruksela. Nie zaprzecza więc, że może istnieć pewna swoboda, o ile państwo będzie trzymało się ogólnych zasad wynikających z rozdziału kwot i ich rozliczenia.
Senat przyhamuje
Samorządowcy nie wierzą jednak w scenariusz „podmiany” pożyczek na granty. – Być może jakaś pojedyncza transza pożyczek rzeczywiście zostanie zaoferowana jako granty, by rząd zrobił sobie wokół tego PR, ale pytanie, do kogo potem te pieniądze trafią – zastanawia się Tadeusz Truskolaski.
Anna Maria Żukowska z Lewicy potwierdza, że przynajmniej część środków z części pożyczkowej KPO może zostać użyta jako dotacje. Ma to być instrument przeznaczony dla samorządów. Jak podkreśla, podział środków z części grantowej i pożyczkowej przewiduje, że samorządy otrzymają po ok. 5,5 mld euro z jednej i drugiej części. Rząd będzie mógł jednak przekształcić część pożyczek w bezzwrotne dotacje. Nie wiadomo jeszcze, na co konkretnie byłyby one przeznaczone.
Na razie parlament będzie się skupiał na sfinalizowaniu ustawy o zasobach własnych UE. Teraz trafiła ona do Senatu, którego najbliższe posiedzenie zaplanowano na następną środę. Jak jednak wynika z informacji DGP, prawdopodobnie zostanie zwołane dodatkowe pod koniec maja. To oznacza, że senatorowie opozycji wstrzymają nieco prace. Na pewno Senat dołoży do ustawy własne poprawki. Mają dotyczyć np. obowiązku przystąpienia Polski do Prokuratury Europejskiej. Sejm będzie mógł zająć się poprawkami Senatu na przełomie maja i czerwca i wówczas ustawa trafi do podpisu prezydenta.