Na wtorkowym posiedzeniu Rady Ministrów może stanąć projekt ustawy ratyfikującej decyzje Unii Europejskiej w sprawie funduszu odbudowy. Ten dokument może ostatecznie rozbić Zjednoczoną Prawicę

– Taka opcja jest szykowana, ale nie ma jeszcze ostatecznej decyzji – mówi nasz rozmówca z rządu. To w tej chwili potencjalnie największe źródło konfliktu w koalicji rządowej. Solidarna Polska jest przeciwna ustawie i nic nie wskazuje, że może zmienić zdanie. Może się więc powtórzyć sytuacja, jaka miała miejsce przy przyjmowaniu Polityki Energetycznej Polski, której nie poparli na posiedzeniu rządu ministrowie ugrupowania Zbigniewa Ziobry. Głosowanie projektu na rządzie będzie miało wymiar symboliczny, bo realny konflikt pojawi się, gdy projekt stanie na forum Sejmu. Wtedy może się okazać, czy Zjednoczona Prawica dotrwa do końca kadencji w niezmienionym składzie, bo jeśli ziobryści i opozycja będą przeciwko, upadnie ustawa, od której zależą losy unijnego funduszu odbudowy.
Ale nawet jej przeforsowanie nie gwarantuje trwania większości rządowej w obecnym składzie, bo – jak zauważają nasi rozmówcy z Prawa i Sprawiedliwości – zdecyduje o tym ocena Jarosława Kaczyńskiego, czy koalicja nie zatraciła zdolności do dalszego reformowania kraju. To poczucie jest już obecne wśród koalicjantów PiS. – Poziom nieufności między liderami jest tak wysoki, że trudno mi sobie wyobrazić, by w ciągu dwóch–trzech lat wydarzyło się coś istotnego reformatorsko – ocenia nasz rozmówca. – Jeśli prezes Kaczyński zobaczy, że koalicja nie jest w stanie przeprowadzać realnych zmian, typu wdrożenie Nowego Ładu, jeśli z każdym głosowaniem będą problemy, to dużo łatwiej będzie mu podjąć decyzję o wcześniejszych wyborach – wskazuje nasz rozmówca z partii rządzącej.
Tyle że to nie jest taki prosty scenariusz. – Czy opozycja zagłosuje za samorozwiązaniem Sejmu? Wątpię, bo jest podzielona. Jeśli pójdziemy w opcję nieuchwalenia budżetu na 2022 r., to wybory mogłyby być dopiero za rok. Opcja dymisji rządu w trzech krokach byłaby dla nas wykrwawiająca – przyznaje polityk PiS. Dlatego jego zdaniem – podzielanym przez większość naszych rozmówców ze Zjednoczonej Prawicy – prędzej będzie rząd mniejszościowy. – Sytuacja w sumie niewiele różniłaby się od tego, co mamy dzisiaj. Mielibyśmy ok. 200 głosów w Sejmie i też trzeba byłoby się układać i szukać większości dla poszczególnych projektów – wskazuje osoba z PiS.
Sytuacja w rządzącej większości jest daleka od stabilnej. Jak słyszymy, Zbigniew Ziobro znów ma domagać się głowy Mateusza Morawieckiego. Niby to jego odwieczny postulat, ale tym razem – jak twierdzi część naszych rozmówców – ma to być warunek poprawy atmosfery w ramach Zjednoczonej Prawicy.
Przecieki z Solidarnej Polski w tej sprawie są niejednoznaczne. Od jednego z jej polityków słyszymy, że Ziobro otrzymał nawet rekomendację zarządu partii, by ponowić postulat wymiany szefa rządu. Ale nie wszyscy ziobryści potwierdzają te doniesienia. – Owszem, naszym zdaniem głównym sprawcą problemów w koalicji jest Morawiecki. To on przekonuje Jarosława Kaczyńskiego do polityki niezgodnej z programem PiS, a pewne kwestie, na które przystał w ustaleniach z Brukselą, są już nieodwracalne. Niemniej nie słyszałem, by dymisja premiera była warunkiem tego, czy będziemy dalej współpracować z PiS – zarzeka się nasz rozmówca.
Partia Jarosława Kaczyńskiego nie zamierza ustępować w tej kwestii. Jak zwraca nam uwagę jeden z polityków PiS, „Morawiecki aktualnie jest bezalternatywny”. – Nie mamy innego kandydata na stanowisko premiera, który byłby w stanie odnaleźć się w obecnych, trudnych okolicznościach gospodarczych. Kompetencji Morawieckiego w sprawach ekonomicznych nikt nie jest w stanie podważyć, nie ma lepszego po obu stronach sceny politycznej – zauważa nasz rozmówca. Przypomina, że premier nie tylko od samego początku odpowiada za politykę gospodarczą w pandemii, lecz także trudno znaleźć na prawicy polityka z takim doświadczeniem w tej dziedzinie. Zanim wszedł do rządu nie tylko zarządzał bankiem w Polsce, ale miał szerszy ogląd jako osoba uczestnicząca w naradach kierownictwa całej grupy Santander.
Zdaniem naszego rozmówcy PiS nie powinien przejmować się pogróżkami, gdyż choć SP gra ostro i wysoko licytuje, to nie może poprzeć innego rządu w tym Sejmie. W najgorszym przypadku PiS może ograniczyć się do przyjmowania koniecznych strategicznych ustaw, które ziobrystom trudno będzie odrzucić. W takim przypadku PiS mógłby obejść się bez większości, tym bardziej że trudno sobie wyobrazić SP głosującą razem z opozycją za odwołaniem premiera. – Odwołanie premiera jest niemożliwe, oni mają tego świadomość, ale grają na przesilenie wewnętrzne – podkreśla nasz rozmówca.
Partia rządząca próbuje jednak jakoś mitygować nastroje, zwłaszcza po stronie ziobrystów. I tak np. zamiast blokować ich projekty ustaw (o co Solidarna Polska miała duże pretensje), Jarosław Kaczyński dał zielone światło dla kierowania ich ścieżką poselską, jako projekty SP, a nie całego klubu PiS. Tak było chociażby z projektem ustawy o hospicjach perinatalnych ministra Michała Wójcika z SP (trafił do I czytania w komisji), podobnie może się stać z projektem ustawy o wolności słowa w internecie, który prowadzi wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta.
Coraz ostrzej pogrywa też drugi koalicjant Jarosław Gowin. Otwarcie oskarża PiS o autoryzowanie niedawnego buntu w szeregach jego własnej partii. Przypomina, że Porozumienie zostało wycięte z programów TVP i zarzuca partnerowi niewypełnianie postanowień umowy koalicyjnej. – Gowina najbardziej bolą dwie kwestie: brak podziału pieniędzy z subwencji partyjnej, do czego potrzeba nowelizacji ustawy o partiach politycznych, oraz stanowiska w rządzie – twierdzi polityk koalicji. Z kolei jeden z członków Porozumienia ocenia, że koalicja jest w stanie rozkładu, ponieważ jej uczestnicy kompletnie sobie nie ufają. Lider PiS próbuje odzyskać kontrolę nad sytuacją, atakując Ziobrę, Gowina, a nawet Morawieckiego, czego dowodem był materiał „Wiadomości” TVP wymierzony przeciwko bliskiemu współpracownikowi premiera Pawłowi Borysowi, szefowi Polskiego Funduszu Rozwoju. – W obecnym stanie koalicja nie ma szans na dotrwanie do końca kadencji i dziś trudno zobaczyć na horyzoncie coś, co odwróci tę tendencję. Natomiast wyrzucenie Porozumienia oznaczałoby, że powstanie rząd techniczny z udziałem opozycji – mówi polityk Porozumienia.
W kręgach władzy słychać, że Zbigniew Ziobro znów domaga się głowy Mateusza Morawieckiego