Odejście Joanny Muchy było w PO i klubie KO szokiem znacznie większym niż odejście senatora Jacka Burego; jej pozycja w partii i klubie była znacznie wyższa. Stąd od razu pojawiły się komentarze, że to przejaw kryzysu w partii i w klubie i że należy się spodziewać kolejnych odejść.
Kilkanaście minut po godzinie 13 w środę posłanka KO Joanna Mucha pojawiła się na konferencji prasowej w Sejmie. "Nadszedł taki moment, że ja i Platforma jesteśmy w innym miejscu i nikt tu nie jest winny. Nie jest to kwestia jakiejś krytyki, to są po prostu dwie inne drogi" - powiedziała posłanka. "Oni zostali w zakleszczeniu w relacji z PiS" - mówiła. "Ja natomiast myślę o Polsce po PiS, kiedy rządy PiS będą wspomnieniem" - dodała. "Marzę o Polsce przyszłości, dlatego zdecydowałam się przyłączyć do projektu politycznego Szymona Hołowni, do Polski 2050" - poinformowała.
Plotka o tym, że Joanna Mucha przechodzi do ruchu Szymona Hołowni pojawiła się w Sejmie jakiś czas przed konferencją. Politycy PO, pytani o taką możliwość, nie mogli uwierzyć. "To niemożliwe, Joanna Mucha nie przechodzi do Szymona Hołowni" - zapewniała dziennikarzy wicemarszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska.
Niektórzy uspakajali się tym, że w przeciwieństwie do senatora Jacka Burego, który jeszcze przed konferencją z Hołownią zawiadomił pisemnie klub KO o odejściu, Joanna Mucha nie wysłała żadnego pisma. Niespodziewanie pojawił się tylko jej asystent parlamentarny i opróżnił skrytkę poselską szefowej.
Po konferencji, na której Mucha ogłosiła swoje odejście, obecni rano w Sejmie liderzy klubu KO i PO zapadli się pod ziemię. Niektórzy politycy w nieoficjalnych rozmowach przyznawali, że Hołownia wymierzył Platformie "silny cios". Mucha to bowiem polityk innej rangi niż Jacek Bury - od lat w PO, była minister sportu, a przed rokiem nawet kandydatka na przewodniczącą partii, która w ostatniej chwili wycofała się z rywalizacji, popierając Borysa Budkę.
"W czasach Grzegorza (Schetyny) coś takiego nie było możliwe, on trzymał wszystko twardą ręką, a jeżeli już, to ściągał posłów z Nowoczesnej, a nie tracił" - mówił jeden z polityków PO.
Mucha od kilku lat była w PO zaliczana do tzw. frakcji młodych skupionych wokół prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. "Tam był Czarek Tomczyk, Agnieszka Pomaska, Sławek Nitras, Piotrek Cieśliński, Artur Gierada. To taka grupa, która często się spotykała na wino, rozmawiała o polityce" - powiedział PAP jeden z polityków PO.
W Platformie można też jednak usłyszeć, że w ostatnim czasie drogi Muchy i obecnych liderów PO się rozeszły. Była minister sportu dostała kilka miesięcy temu propozycję, by zostać głównym partyjnym ekspertem od tematyki związanej z COVID-19, jednak nie była zainteresowana.
Wcześniej były też rozmowy o tym, by Mucha pokierowała partyjnym think tankiem - Instytutem Obywatelskim. Ten jednak objął ostatecznie jego były szef, filozof i publicysta Jarosław Makowski. "Trudno było jedną frakcją obsadzać wszystkie stanowiska w partii, więc ostatecznie Asia nie dostała Instytutu" - tłumaczył w rozmowie z PAP współpracownik Borysa Budki.
Poseł KO Sławomir Nitras ocenił, że odejście Muchy było "emocjonalne". "Uważam, że Joanna miała swoje miejsce w Platformie, Platforma potrzebowała jej, a ona Platformy, uważam, że stawia na szali dorobek wielu lat" - powiedział. "Joanna była wartością dodaną w PO i zawsze w chwilach trudnych, a nie brakowało tego w jej karierze, mogła liczyć na Platformę. Jeśli nawet nie na wszystkich, na pewno w PO byli ludzie, na których mogła liczyć" - mówił poseł KO.
Nitras był zaskoczony zwłaszcza tym, że Mucha w żaden sposób nie sygnalizowała swoich zamiarów. "Ja się dowiedziałem dzisiaj, a współpracuję z nią od roku 2007. Wydaje mi się, że to jest wystarczający powód, żeby porozmawiać. Nawet gdyby poprosiła mnie o dyskrecję, to bym ją zachował" - przekonywał Nitras. Przyznał, że zna powody jej niezadowolenia w PO, ale nie chce o tym mówić. "Ze względu na szacunek dla niej nie powiem o niej ani jednego złego słowa, poza tym, że żałuję, iż tak się stało" - podkreślił.
Zaskoczenia nie krył też były szef klubu PO z poprzedniej kadencji Sławomir Neumann. "Jestem zaskoczony i zmartwiony, że Asia taką decyzję podjęła. Uważam ją za błędną. Gdyby porozmawiała i chciała coś w Platformie zmieniać, to myślę, że jest dużo przestrzeni do tego, żeby prowadzić różne ciekawe projekty" - powiedział polityk.
Neumann nie słyszał, by ktoś jeszcze miał odejść z partii lub klubu KO. "Nie ma takiego sygnału od nikogo, ale o tym, że Joasia odejdzie też nikt nie wiedział, więc rozumiem, że to +polowanie+ Hołowni wciąż trwa i będzie trwało, dopóki nie powstanie koło poselskie" - zaznaczył obecny lider pomorskiej PO. "To nie zmieni polityki w Polsce, na pewno nie na lepsze" - dodał.
Również Nitras nie wiedział, czy należy się spodziewać kolejnych odejść z klubu KO. "Nie wiem, czy ktoś odejdzie, ale to nie jest tak, że drżymy w posadach przed kolejnymi odejściami" - powiedział.
Jednak inni posłowie KO byli mniej pewni, że na byłej minister sportu się skończą ubytki w klubie. "Jak Mucha odchodzi, to znaczy, że to wszystko się sypie" - przyznał jeden z parlamentarzystów. Dalsze odejścia, jak słychać w Sejmie, mogą być o tyle prawdopodobne, że kryzys w klubie KO ma kilka poziomów. Jeden to kryzys w samej Platformie i frakcyjne walki między grupą kierowniczą, skupioną wokół Borysa Budki i Marcina Kierwińskiego, a frakcją byłego przewodniczącego Grzegorza Schetyny oraz grupą Tomasza Siemoniaka.
Drugi poziom to napięcia między podmiotami klubu Koalicji Obywatelskiej, w którym PO jest największym ugrupowaniem, ale nie jedynym. Stąd od początku istnienia klubu KO są konflikty między Platformą, a Nowoczesną, Inicjatywą Polską czy Zielonymi. Każde z tych ugrupowań chciałoby forsować swoje projekty. Nowoczesna chciałaby np., by klub złożył projekt ustawy o związkach partnerskich, Inicjatywa Polska ma pomysł, by w nowy sposób uregulować status kościoła. Pomysły te jednak na razie nie mają zielonego światła ze strony PO, co powoduje frustracje. Swoje pomysły mają również posłowie, którzy formalnie nie należą do żadnego ugrupowania.
Właśnie tych ostatnich wymienia się najczęściej w kontekście ewentualnych odejść z klubu KO i zasilenia Polski 2050 Szymona Hołowni. W klubie słychać, że następni w kolejce do Hołowni są: Magdalena Filiks, Franciszek Sterczewski, Klaudia Jachira i Tomasz Zimoch. "Nigdzie się nie wybieram, dobrze mi tu gdzie jestem. Dobrze się czuje jako bezpartyjny poseł, związany z ruchami miejskimi" - przekonywał w rozmowie PAP Sterczewski.
"Od dawna wszyscy mnie wpychają do Hołowni, dobrze im życzę, ale nigdzie się nie wybieram" - powiedziała PAP Jachira.
"Jak Hołownia mówi, że jeszcze kogoś ściągnie, rozpoczynają się typowania i wtedy pada często moje nazwisko. Ale to nieprawda" - podkreśliła z kolei Filiks.
"Wszystko jest możliwe na tym świecie, ale lepiej nie wierzyć w plotki. Jeśli staną się rzeczywistością, na pewno o tym poinformuje" - powiedział natomiast Zimoch.
Odejście Joanny Muchy z PO do Polski 2050 skomentował także szef KPRM, poseł PiS Michał Dworczyk.
"Trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z jakimś rodzajem dekompozycji po stronie Platformy Obywatelskiej. Nie ma tam cały czas wyrazistego lidera, nie ma tam jakiegoś wyrazistego nurtu ideowego, na którym można by budować formację polityczną, a w konsekwencji widać odejścia, różnego rodzaju spory. Pewnie ten proces będzie postępował" - ocenił.
Dopytywany czy w 2023 r. ugrupowanie Szymona Hołowni będzie najpoważniejszą siłą po stronie opozycji, Dworczyk zwrócił uwagę, że w polityce "2-3 lata to bardzo długi czas i tu może się jeszcze bardzo wiele zdarzyć".
"W związku z tym dzisiaj chyba jest jeszcze za wcześnie, aby tego rodzaju scenariusze poważnie analizować" - dodał minister.