W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” były minister sprawiedliwości stanowczo odrzucił zarzuty, że to on odpowiada za zakup systemu Pegasus. „Nie został kupiony przez Fundusz Sprawiedliwości, tylko przez jedną ze służb, m.in. z tych środków. Nie kupowałem żadnego systemu, tym bardziej Pegasusa, bo nie miałem nawet pojęcia, jak on się nazywa i jak dokładnie działa. Można powiedzieć, że jedynie zainicjowałem ten zakup” – przekonywał polityk.
Ziobro tłumaczył, że jego rola ograniczała się do sygnalizacji problemu, o którym informowali go prokuratorzy – że polskie służby nie są w stanie skutecznie inwigilować zorganizowanych grup przestępczych, które przeszły z rozmów telefonicznych na komunikatory internetowe.
„Czyli to był pewien przełom technologiczny, kiedy państwo pozyskało nowe narzędzia pozwalające podsłuchiwać przestępców za zgodą sądu przy pomocy tych narzędzi. Bez tego przez długi czas gangi działałyby całkowicie bezkarnie” – stwierdził Ziobro.
Fundusz Sprawiedliwości i kontrowersyjny zakup
Polityk odniósł się również do pytania, dlaczego środki na zakup systemu miały pochodzić z Funduszu Sprawiedliwości, który pierwotnie służył wsparciu ofiar przestępstw i przeciwdziałaniu przestępczości. „Dowiedziałem się, że jest taki problem po stronie prokuratury i jako minister sprawiedliwości nie mogłem przymknąć na to oka i powiedzieć, że nie ma sprawy” – mówił.
„Mając tego rodzaju informacje, zwróciłem się do służb, bo to nie jest kwestia kompetencji ministra sprawiedliwości, by kupował takie narzędzia i to nie była kwestia mojego budżetu, żeby pan minister Mariusz Kamiński, z którym na pewno rozmawiałem, a sądzę też, że z innymi szefami służb również rozmawiałem na ten temat, powiedział mi, że podzielają ten problem, widzą go, ale mają problem finansowy, ponieważ to kosztowny zakup i nie dysponują odpowiednimi środkami” – dodał.
Ziobro zaznaczył, że „zachęcał do rozmowy na ten temat z premierem Mateuszem Morawieckim”, a kiedy dowiedział się, że służby mają problemy finansowe, „powiedział, że jest możliwość, by środki z Funduszu Sprawiedliwości, którymi dysponuje, służyły dobrej sprawie, czyli walce z przestępczością i przeciwdziałaniu przestępczości”.
Zeznania przed komisją ds. Pegasusa
W ubiegłym tygodniu odbyło się przesłuchanie Ziobry przed sejmową komisją ds. Pegasusa, które trwało około ośmiu godzin. Były minister sprawiedliwości zeznał wówczas, że to on był inicjatorem zakupu systemu. Dodał jednocześnie, że finalna decyzja o zakupie Pegasusa ze środków Funduszu Sprawiedliwości należała do ówczesnego wiceszefa MS Michała Wosia, który jednak „znał jego kierunkową wolę” w tym zakresie.
Podczas przesłuchania Ziobro miał powiedzieć:, że to on był inicjatorem zakupu systemu. Ta wypowiedź stała się jednym z najczęściej cytowanych fragmentów ośmiogodzinnego posiedzenia komisji. W świetle tych słów jego obecne twierdzenia, że „nie miał pojęcia, jak system się nazywa i jak dokładnie działa”, budzą poważne pytania o spójność przekazu.
Kompetencje, odpowiedzialność i granice decyzji
Ziobro w rozmowie z „Rzeczpospolitą” bronił się, że zakup narzędzia operacyjnego nie należał do kompetencji ministra sprawiedliwości. „To nie jest kwestia kompetencji ministra sprawiedliwości, by kupował takie narzędzia i to nie była kwestia mojego budżetu” – tłumaczył. Jednak jego wcześniejsze stwierdzenia przed komisją pokazują, że odegrał kluczową rolę w inicjowaniu całego procesu.
Polityk powoływał się również na zapisy, zgodnie z którymi Fundusz Sprawiedliwości może służyć „przeciwdziałaniu przyczynom przestępczości i zapobieganiu przestępstwom”. W jego ocenie takie wykorzystanie środków mieściło się w ramach ustawy. Krytycy wskazują jednak, że zakup narzędzia operacyjnego przez służby nie ma nic wspólnego z pomocą dla ofiar przestępstw – co stanowi podstawowy cel funduszu.
Polityczne reperkusje i ciąg dalszy afery
Przesłuchanie Ziobry przed komisją śledczą odbyło się w atmosferze napięcia. Świadek unikał odpowiedzi na część pytań, powołując się na niepamięć lub klauzule tajności. Posłowie opozycji zarzucili mu mijanie się z prawdą, a członkowie PiS – „polityczny spektakl”.
Komisja ds. Pegasusa bada, czy zakup i użycie systemu mogło naruszać konstytucyjne prawa obywateli, a także czy środki Funduszu Sprawiedliwości zostały wydatkowane niezgodnie z przeznaczeniem. W śledztwie pojawiają się nazwiska najwyższych urzędników – od Zbigniewa Ziobry po Michała Wosia i Mateusza Morawieckiego.
Według informacji z przebiegu prac komisji, analizie poddano dokumenty wskazujące, że na zakup Pegasusa mogło zostać przeznaczone ok. 25 mln zł z Funduszu Sprawiedliwości. To właśnie ten fakt stał się osią zarzutów wobec byłego ministra, a jego zeznania – kolejnym rozdziałem w sprawie, która coraz mocniej obciąża byłych członków rządu PiS.
Co dalej z aferą Pegasusa?
Przesłuchanie Ziobry nie zakończyło pracy komisji. Posłowie planują wezwać kolejnych świadków, w tym byłych szefów CBA i MSWiA. Jednocześnie prokuratura analizuje, czy w sprawie nie doszło do nadużycia uprawnień lub sprzeniewierzenia środków publicznych.
Zbigniew Ziobro utrzymuje, że działał w interesie państwa. „Fundusz Sprawiedliwości służy również przeciwdziałaniu przyczynom przestępczości i zapobieganiu przestępstwom” – podkreśla. Jednak dla wielu komentatorów jego tłumaczenia przypominają próbę odsunięcia od siebie odpowiedzialności za jedną z najbardziej kontrowersyjnych decyzji w czasach jego urzędowania.