To dopiero początek politycznej układanki, która może kompletnie przetasować sejmowe ławy po kolejnych wyborach.

Z badania wynika jasno – wyborcy wracają do urn. Aż 55,7 proc. ankietowanych deklaruje, że zagłosowałoby w najbliższą niedzielę. Co istotne, „zdecydowanie tak” odpowiedziało aż 40,5 proc., czyli twardy elektorat gotów bez wahania ruszyć do lokali wyborczych. Kolejne 15,2 proc. mówi „raczej tak”, co pokazuje, że mobilizacja utrzymuje się na wysokim poziomie.

KO 30,5 proc. – PiS 27,3 proc. Polityczny przełom

Przez wiele miesięcy różnica między największymi partiami utrzymywała się w granicach błędu statystycznego. Teraz sytuacja się odwróciła. Koalicja Obywatelska notuje 30,5 proc. poparcia, co oznacza wzrost aż o 2 punkty w porównaniu z końcem sierpnia. Prawo i Sprawiedliwość spada na 27,3 proc., czyli traci 1 punkt. Różnica ponad 3 punktów procentowych to w polskich realiach politycznych sygnał alarmowy – zwłaszcza że KO odzyskuje poziomy, które utraciła po II turze wyborów prezydenckich.

W tle pozostaje 15,8 proc. ankietowanych, którzy odpowiadają „raczej nie”, oraz 25,5 proc., którzy mówią „zdecydowanie nie”. Do tego 3 proc. deklaruje „nie wiem/trudno powiedzieć” – grupa, która w kampanijnym finale zwykle staje się łakomym kąskiem dla agitatorów.

Konfederacja i Korona razem przebijają 20 proc. Nowy duet żąda miejsca przy stole

Największą sensacją badania jest jednak rosnąca siła ugrupowań antysystemowych. Konfederacja notuje 14,1 proc. – lekki spadek o 0,3 pkt proc., ale to nic w porównaniu z wynikiem Konfederacji Korony Polskiej, która z wynikiem 6,1 proc. rośnie aż o 2,7 punktu. Razem mają 20,2 proc. – i to czyni z nich potencjalnego „króla sejmowych układanek”.

Lewica otrzymuje 7,1 proc., czyli traci 1 punkt, ale utrzymuje się powyżej progu. Kolejne ugrupowania mogą mówić o poważnych problemach. PSL z wynikiem 4,6 proc. nadal balansuje na granicy przetrwania, choć notuje niewielki wzrost o 0,5 punktu. Partia Razem spada do 2,9 proc., a Polska 2050 już tylko do 1,6 proc. – co może być politycznym testamentem ugrupowania, które jeszcze niedawno współtworzyło rząd.

5,9 proc. badanych odpowiada „nie wiem/trudno powiedzieć”. To grupa, która w kampanii wyborczej może stać się albo armia rezerwowa największych partii, albo głosujący protestu przeciw całemu systemowi.

Bez Konfederacji nie powstanie rząd

Zespół Onet Data przygotował symulację podziału mandatów. Wyniki są jednoznaczne: żadna z dużych partii nie jest w stanie samodzielnie sformować rządu. KO wzięłaby 176 mandatów, PiS – 170. Konfederacja otrzymałaby 78 miejsc, Lewica – 23, a Konfederacja Korony Polskiej – 13.

To właśnie te liczby zmieniają układ sił. Nawet sojusz KO z Lewicą nie wystarcza – przy 199 miejscach brakuje 32 głosów do większości. Co gorsza dla dotychczasowego obozu rządowego, nawet PiS nie ma z kim stworzyć wystarczająco licznej koalicji bez udziału Konfederacji.

Słowem – ugrupowanie, które przez lata było traktowane jako egzotyczny dodatek, staje się niezbędnym partnerem dla każdej strony sceny politycznej.

„Raczej tak” czy „zdecydowanie nie”? Emocje decydują o wyniku

Badanie pokazuje jeszcze jedną ciekawą tendencję – radykalizację postaw. Wysoki odsetek odpowiedzi „zdecydowanie tak” i „zdecydowanie nie” wskazuje na narastającą polaryzację. Z jednej strony żelazny elektorat, który nie potrzebuje przekonywania. Z drugiej – grupa rozczarowanych, która nawet przy silnym kryzysie politycznym nie ruszy głosować.

Czy Polska wchodzi w nową erę koalicji? Wszystkie scenariusze prowadzą do jednego nazwiska

Z dzisiejszego punktu widzenia układ jest prosty: bez Konfederacji nie powstanie żaden rząd. To oni mogą zdecydować, czy premierem zostanie Donald Tusk, czy Jarosław Kaczyński. A być może – wbrew obu – ktoś trzeci.

I to właśnie ta możliwość spędza sen z powiek liderom największych partii. Bo jeśli 2025 rok przyniesie taki rozkład sił, jak w najnowszym sondażu, to polska polityka stanie przed najtrudniejszym pytaniem od 30 lat: kto ma większy problem – ten, kto wygra wybory, czy ten, kto przegra?