Przyszła polityka zagraniczna Donalda Trumpa pozostaje wielką niewiadomą, ale prognozy oparte na jego wypowiedziach z kampanii wyborczej mogą się okazać zbyt pesymistyczne. Wiele zależy od tego kogo prezydent-elekt dobierze do swej ekipy w Białym Domu.

W kampanii Trump podważał wartość NATO mówiąc, że jest to sojusz "przestarzały" i ostrzegał, że pod jego rządami USA mogą nie spełnić wynikających z niego zobowiązań obronnych, jeśli zaatakowane kraje nie będą wydawać dość funduszy na zbrojenia. Komplementował rosyjskiego prezydenta Władimira Putina i innych dyktatorów, sugerował, że uznaje prawo Rosji do Krymu i proponował współpracę z nią w walce z Państwem Islamskim. Zapowiadał też zerwanie układu nuklearnego z Iranem.

Gdyby jako prezydent Trump prowadził politykę zgodną z podobnymi zapowiedziami, oznaczałoby to poważną zmianę kursu amerykańskiej polityki międzynarodowej. Według wielu komentatorów i ekspertów, prezydentura nowojorskiego miliardera- celebryty prowadziłaby w praktyce do wyrzeczenia się przez Amerykę przywództwa w świecie, zgodnie z tradycjami izolacjonizmu z lat 30-ych.

"Podkreślanie przez niego zasady +America First+ (Ameryka przede wszystkim) zapowiada wycofanie się USA do +Amerykańskiej Fortecy+, zbudowanie murów wokół niej i ustawienia kraju w pozycji obronnej względem innych państw" - napisała na portalu internetowym PBS Newshour Vanda Felbab-Brown z Brookings Institution.

Zdaniem Jacksona Diehla z "Washington Post", możliwe jest, że "wynik wyborów z 8 listopada znamionuje koniec amerykańskiego stulecia", czyli okresu hegemonii, ale i przywództwa Ameryki. Komentator waszyngtońskiego dziennika uważa też, że Trump będzie próbował zmienić dotychczasową politykę Waszyngtonu wobec Rosji.

"Putin chciałby, żeby USA traktowały Rosję jak równego partnera i przyznały jej kontrolę nad byłymi republikami dawnego ZSRR, które nie należą do NATO. Możliwe, że Trump się na to zgodzi. Jest do tego bardziej skłonny niż Hillary Clinton i wszyscy poprzedni prezydenci w czasach zimnej wojny" - powiedział PAP Diehl.

Ugodowa postawa wobec Moskwy znajduje zrozumienie w kręgach amerykańskich specjalistów ds. międzynarodowych i ekspertów ds. Rosji. Najbardziej wyraźne stanowisko w tym duchu zajmuje m.in. Steven Cohen z Uniwersytetu Nowojorskiego, znany krytyk rozszerzania NATO na wschód. Inni eksperci nie posuwają się tak daleko, ale sugerują np. zniesienie sankcji na Rosję za agresję na Ukrainie.

"Te sankcje nie zmieniły ani na jotę polityki Putina. Trump może je znieść, bo zapłacił już polityczną cenę za taką propozycję w kampanii. Z Rosją trzeba rozmawiać i coś musimy jej dać. Zniesienie sankcji nie powinno być wyjściową pozycją w rozmowach, ale można to rozważyć" - powiedział PAP Matthew Rojansky z waszyngtońskiego Wilson Center.

Zdaniem Felbab-Brown i innych krytyków Trumpa, jeśli będzie on prowadził politykę zagraniczną zgodnie z zapowiedziami z kampanii, popsuje to stosunki Ameryki ze światem.

"Chociaż Trump na pewno nie wycofa USA z NATO, jego polaryzująca postawa może bardzo zaszkodzić sojuszowi. Nie widzi wiele pożytku dla organizacji międzynarodowych, z ONZ włącznie. Jeżeli nadal będzie nalegał, by inne kraje prowadziły politykę niezgodną ze swymi interesami, każąc im +płacić+ za budowę murów i za obronę, może popsuć stosunki USA z wieloma krajami w Azji, na Bliskim Wschodzie i w Ameryce Łacińskiej” - pisze ekspertka z Brookings Institution.

Przyznaje ona jednak, że urzędując już w Białym Domu, Trump może się okazać dużo bardziej umiarkowany, zdając sobie sprawę z międzynarodowych uwarunkowań i strategicznych interesów USA.

"Możliwe, że jako prezydent Trump będzie się szybko uczył, że świat widziany z Pokoju Owalnego wygląda inaczej niż z Trump Tower, albo na szlaku kampanii wyborczej" - pisze Felbab-Brown. Zwraca ona uwagę, że brak ideologicznej afiliacji i chaos w wypowiedziach Trumpa może mu także "ułatwić wycofanie się z najbardziej szkodliwych oświadczeń z kampanii i poparcie rozsądniejszej polityki".

Niektórzy eksperci sądzą, że Trump da się niejako "oswoić", ponieważ zależy na uzyskaniu dobrych ocen za swoją prezydenturę i będzie zdany na doradców należących do amerykańskiego establishmentu polityki zagranicznej.

"Nawet jeśli spróbuje robić szalone rzeczy, nasz system checks-and-balance (wzajemnej kontroli organów władzy wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej – PAP) mu na to nie pozwoli. Może oczywiście zerwać porozumienie nuklearne z Iranem, ale nie zrobi tego, bo zda sobie sprawę, że wtedy USA będą musiały wydawać więcej na zbrojenia atomowe. Nie da też Putinowi wolnej ręki na Ukrainie, ani w krajach bałtyckich, bo Republikanie w jego otoczeniu to zwolennicy twardej linii wobec Rosji" - powiedział PAP Lawrence Korb, były podsekretarz stanu w Pentagonie ze związanego z Demokratami think-tanku Center for American Progress.

Według przecieków z obozu Trumpa, na stanowisko sekretarza stanu w jego gabinecie kandydują: republikański senator Bob Corker, przewodniczący komisji spraw zagranicznych Senatu, i były ambasador USA przy ONZ, John Bolton, czołowy neokonserwatysta z administracji prezydenta George'a W.Busha.

Szefem Pentagonu ma zostać republikański senator Jeff Sessions. Przeważająca większość polityków w GOP wyspecjalizowanych w sprawach międzynarodowych to "jastrzębie", zwolennicy twardego kursu Ameryki wobec jej rywali i wrogów.

Na czasie kampanii wyborczej w kręgu Trumpa znajdowali się także zwolennicy ustępstw wobec Rosji, jak Carter Page, ale obecnie nie słychać o nich jako jego najważniejszych doradcach w kwestiach polityki zagranicznej.