Nowa administracja będzie miała swoje priorytety, ale Polskę i USA nadal łączą wspólne interesy, a nasze relacje, m.in. w dziedzinie bezpieczeństwa, pozostaną silne; pod tym względem nic się nie zmieniło - powiedział w środę zastępca szefa misji Stanów Zjednoczonych w Warszawie John Law.

Law odniósł się w ten sposób do wstępnych wyników amerykańskich wyborów prezydenckich w USA. Według informacji podawanych przez amerykańskie media, nominowany przez Partię Republikańską Donald Trump został wybrany na 45. prezydenta USA, zdobywając ponad 270 wymaganych do zwycięstwa głosów elektorskich. Podczas wystąpienia przed dziennikarzami, wieńczącego zorganizowany przez ambasadę Stanów Zjednoczonych w Warszawie wieczór wyborczy, Law przyznał, że "wielu ludzi nie spodziewało się takich wyników". "Nie przewidziały ich m.in. ośrodki badawcze" - wskazał.Wiceszef amerykańskiej misji w Warszawie zaznaczył jednocześnie, że z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych i światowej demokracji wybory w USA to "wielki sukces". Zwrócił w tym kontekście uwagę na zaangażowanie "dziesiątków milionów głosujących" i "milionów wolontariuszy w sztabach kandydatów i komisjach wyborczych"."Uważamy, że to był wspaniały dzień dla demokracji i dla Stanów Zjednoczonych" - podsumował.Pytany przez dziennikarzy o to, jak ostateczny wynik wyborów w USA może wpłynąć na relacje polsko-amerykańskie Law podkreślił, że "nowa administracja będzie miała swoje priorytety", ale relacje łączące Polskę i USA - m.in. w dziedzinie bezpieczeństwa - "pozostaną silne"."Jeśli spojrzymy na relacje polsko-amerykańskie, to zobaczymy, że panuje w nich daleko idąca ciągłość. Ta ciągłość ma w polityce Stanów Zjednoczonych długą tradycję, a nasze stosunki oparte są na wspólnych interesach, dotyczących m.in. bezpieczeństwa, a także bardzo żywych stosunków w dziedzinie handlu i inwestycji, wspólnych demokratycznych wartości oraz wspólnych interesów na całym świecie. Nic pod tym względem się nie zmieniło" - powiedział.Wybory rozpoczęły się na Wschodnim Wybrzeżu we wtorek o godz. 6 rano (południe w Polsce) w stanach Nowy Jork, New Jersey, Wirginia i Maine. Jako ostatni głosowanie zakończyli mieszkańcy stanów zachodnich, jak Kalifornia, Oregon czy Hawaje (ok. 5 rano w Polsce). W USA walka wyborcza toczy się w każdym z 50 stanów osobno. Z każdego stanu pochodzi z góry określona liczba elektorów, na których głosują Amerykanie. Wszystkich głosów elektorskich jest 538. By zdobyć prezydenturę, trzeba uzyskać większość, czyli 270 głosów.

Przedwyborcze sondaże dawały niewielką przewagę (średnio ok. 3 pkt proc.) kandydatce Partii Demokratycznej Hillary Clinton nad kandydatem Republikanów Donaldem Trumpem. (PAP)