Byli dziennikarze lewicowego dziennika „Nepszabadsag” nie przerwali pracy, chcą otworzyć własne medium.
Zaproponowaliśmy właścicielowi, że kupimy prawa do tytułu za 1 euro. To uczciwa kwota, biorąc pod uwagę rzekome długi gazety – twierdzi Jozsef Spirk, redaktor działu politycznego. Nie wierzy jednak, że jakakolwiek transakcja dojdzie do skutku.
„Nepszabadsag”, czyli największy lewicowy dziennik na Węgrzech, zamknięto w sobotę, dzień po przeprowadzce do nowego, tańszego biura. W piątek dziennikarze pakowali pudła, a w sobotę okazało się, że nie mogą wejść do redakcji.
– Niektóry przepracowali w tej gazecie niemal 30 lat. Zgromadzili wiele prywatnych rzeczy, o komputerach nie wspomnę – podkreśla Spirk. Zespół nadal nie ma dostępu do komputerów, skrzynek e-mailowych. Milczą też ich telefony służbowe. – Negocjacje w sprawie naszej przyszłości zerwano, bo prezes wydawnictwa ponoć się rozchorował. Wciąż nie wiemy, co będzie dalej – dodaje Spirk.
W gazecie pracowało ok. 70 dziennikarzy i 30 współpracowników. Większość, mimo decyzji austriackiego wydawcy, pracuje nad kolejnymi materiałami w zorganizowanym na szybko biurze coworkingowym. – Trudno uwierzyć, że uda nam się kupić prawa do tytułu, ale są już plany otwierania własnego medium. Nie ustaliliśmy jeszcze szczegółów – mówi Spirk. Nie wyklucza jednak akcji crowdfundingowej. Dodaje, że bez lewicowego dziennika, który istnieje na rynku od 60 lat, krajobraz medialny na Węgrzech będzie dużo uboższy. – Na pocieszenie mogę tylko powiedzieć, że gazety popierające rząd nie cieszą się powodzeniem. A ich żywot jest sztucznie podtrzymywany – podkreśla.
Walutą do kupowania przychylności mediów są rządowe reklamy, na które lewicowy dziennik nie mógł liczyć. W tym roku na kontrolowane przez siebie media oraz na reklamowanie w nich własnych działań rząd węgierski wyda co najmniej 135,5 mld forintów. Do kwoty tej trzeba dodać kilkanaście miliardów forintów z tytułu kosztów reklamowych i sponsoringowych poniesionych przez spółki skarbu państwa.
Mediaworks tłumaczył decyzje o zamknięciu dziennika ekonomicznymi względami. Gazeta straciła gros czytelników, a jej sprzedaż spadła z ponad 200 tys. egzemplarzy dziennie na koniec lat 90. do 38 tys. obecnie.
Ale nasi rozmówcy wskazują, że zadecydowały względy polityczne. Wraz z gazetą zamknięto portal z całym archiwum gazety, który nie generował dużych kosztów. Znaleźć tam można było opublikowaną w ostatnich tygodniach serię artykułów uderzających w rząd Viktora Orbána i jego podwładnych, m.in. o romansie szefa Banku Centralnego i astronomicznych zarobkach jego kochanki, którą Gyorgy Matolcsy zatrudnił w banku. „Nepszabadsag” pisał też o wycieczce szefa kancelarii premiera na koszt państwa. Antal Rogan wracał ze ślubu na wsi do stolicy helikopterem. – To były nośne i chętnie cytowane teksty. Planowaliśmy kolejne – podkreśla Spirk.
– Od dawna spekuluje się o planach przejęcia Mediaworks, który jest największym wydawcą prasy na Węgrzech, przez przyjaciela premiera Lorinca Meszarosa – przyznaje Agnes Urban z budapeszteńskiego think tanku Mertek Muhely, zajmującego się monitoringiem mediów. Meszaros to były hydraulik, który w ostatnich sześciu latach dorobił się fortuny. Nie jest jedynym w otoczeniu Orbána milionerem, który inwestuje w media na Węgrzech. Takich magnatów premier ma wokół siebie więcej, a przed wyborami w 2018 r. chce skupić w rządowych rękach bądź w rękach swoich sprzymierzeńców jeszcze więcej redakcji.
Obok Ringier Axel-Springer i Central Media, należącego do węgierskiego biznesmena, to największy wydawca na rynku prasowym. Posiada ok. 60 tytułów. Oprócz zamkniętej „Nepszabadsag” także biznesowy dziennik „Vilaggazdasag” oraz sportowe „Nemzeti Sport” i – co najważniejsze – 12 gazet regionalnych, a poza tym wiele magazynów i portali internetowych. – Jeśli chodzi o zasięg, to najważniejsze są tytuły regionalne z ich portfolio, których czytelnictwo oscyluje wokół miliona osób – mówi Agnes Urban. I to właśnie na przychylności tych gazet miałoby zależeć Orbánowi.