Przy większym niż zazwyczaj zainteresowaniu mediów w National Harbor pod Waszyngtonem zakończyła się doroczna konferencja ruchu konserwatywnego w Stanach Zjednoczonych, czyli CPAC. Tegoroczna edycja była wyjątkowa, bo pierwsza po wielkim sukcesie republikanów w listopadowych wyborach i powrocie do Białego Domu Donalda Trumpa.
Prezydent, niekwestionowany lider partii, był głównym gościem konferencji i po raz 15. wygłosił na niej przemowę. – Nikt nigdy nie miał takich czterech tygodni jak my – oświadczył tłumowi, w którym roiło się od osób w czerwonych czapkach MAGA (Przywróćmy wielkość Ameryce), podczas ponadgodzinnego wystąpienia. Przypominało ono te z kampanii wyborczej. Padło zobowiązanie do kontynuacji największej operacji deportacyjnej w historii USA, była krytyka zaprowadzanych przez demokratów programów równościowych przy zatrudnianiu w administracji.
Z zagranicznych gości największą gwiazdą tegorocznej konferencji (w której wzięli udział także prezydent Andrzej Duda oraz szef MSZ Radosław Sikorski) był zaprowadzający ograniczenia wydatków publicznych w swoim kraju prezydent Argentyny Javier Milei. Libertarianin podarował miliarderowi Elonowi Muskowi złotą piłę mechaniczną, symbolizującą cięcia w administracji. Największe kontrowersje wzbudziło przemówienie próbującego odbudować pozycję prawicowego stratega Steve'a Bannona, podczas którego wykonał gest przypominający nazistowski salut (on sam zaprzecza tej interpretacji).
W ramach protestu przeciwko temu gestowi swoje wystąpienie na CPAC odwołał Jordan Bardella, lider francuskiego Zjednoczenia Narodowego. Co ciekawe, Bannon zajął drugie miejsce w straw poll, czyli nieoficjalnej ankiecie tradycyjnie przeprowadzanej wśród uczestników CPAC, która mierzy poparcie dla potencjalnych kandydatów na prezydenta w kolejnym cyklu wyborczym. Były dyrektor Breitbart News uzyskał 12 proc. głosów, a zdecydowanie zwyciężył wiceprezydent J.D. Vance z 61-proc. poparciem. Trzeci był gubernator Florydy Ron DeSantis z wynikiem 7 proc.
Pracę ma stracić 5 tys. pracowników Pentagonu
Tymczasem Musk, który na stałe zamieszkał w prestiżowym Eisenhower Executive Office Building tuż koło Białego Domu, kontynuuje kadrową czystkę inspirowaną cięciami, jakich dokonał po przejęciu Twittera (obecnie X). W weekend wezwał pracowników federalnych do opisania do poniedziałku drogą e-mailową, co zrobili w minionym tygodniu. Wszystko mają zawrzeć w maksymalnie pięciu punktach, a zignorowanie wiadomości od nieformalnego Departamentu Efektywności Rządowej – jak to ujął Musk – „zostanie uznane za rezygnację ze stanowiska”. E-mail zwrotny ma nie zawierać informacji tajnych, załączników ani linków.
To podejście, którego nikt wcześniej w USA nie stosował. Wydaje się kwestią czasu, aż zostanie zakwestionowane przez sądy. O wszystkim Musk poinformował za pośrednictwem swojej platformy X. Tuż po jego wpisie urzędnicy zaczęli otrzymywać na swoje pracownicze skrzynki wiadomości z Biura Zarządzania Personelem Stanów Zjednoczonych, opatrzone tytułem „Co zrobiłeś w poprzednim tygodniu?”.
Pracownicy niektórych instytucji, w tym Federalnego Biura Śledczego i Departamentu Stanu, zostali poinstruowani przez przełożonych, by na razie wstrzymać się z odpisywaniem na wiadomość. W Waszyngtonie panuje nerwowa atmosfera, urzędnicy federalni w mediach anonimowo mówią o „klimacie strachu”, „niepewności, kto będzie następny” czy nawet „terroryzowaniu państwa” przez Muska.
Czystka dotyczy także Pentagonu, który w tym tygodniu ma rozpocząć rozwiązywanie umów z 5 tys. cywilnych pracowników przebywających na okresie próbnym. Sięga ona także osób na najwyższych stanowiskach, bo Trump w ubiegłym tygodniu zwolnił generała Charlesa Browna Jr, szefa Kolegium Połączonych Szefów Sztabów USA, oraz pięciu innych wysokich rangą urzędników resortu obrony. „Masakra piątkowej nocy” wywołała oburzenie wśród demokratów, którzy ostrzegają przed niebezpiecznym upolitycznieniem wojska w czasie globalnych napięć geopolitycznych.
„Te zwolnienia ujawniają prawdziwy zamiar prezydenta, czyli obsadzenie kluczowych stanowisk grupą potakiwaczy, lojalnych wobec niego, a nie wobec konstytucji czy narodu” – przekazała w oświadczeniu reprezentująca Hawaje senator Mazie Hirono. Browna na stanowisku zastąpi Dan Caine, weteran wojny w Iraku, były pilot F-16 oraz wieloletni pracownik Centralnej Agencji Wywiadowczej i Pentagonu.
W nowych politycznych okolicznościach dominującej pozycji Trumpa i Muska próbuje odnaleźć się Kongres, w którego obu izbach większość mają republikanie. Do tej pory nominacje prezydenta przechodzą przez Senat tylko z punktowym sprzeciwem, wyrażanym m.in. przez nestora partii Mitcha McConnella. Ten zapowiadający rychły koniec swojej kariery politycznej 83-latek odgrywa rolę kluczowego nieformalnego doradcy lidera większości republikańskiej Johna Thuna, próbującego balansować między lojalnością wobec prezydenta a budowaniem własnej pozycji politycznej. ©℗