Korupcyjna księga wydatków partii byłego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza może poważnie wstrząsnąć życiem politycznym kraju, jednak trudno ocenić, czy jej ujawnienie przyniesie oczyszczenie, czy jeszcze bardziej skomplikuje sytuację - twierdzą eksperci.

Bez odpowiedzi na pytania, skąd wypłynęły przekazane do Narodowego Biura Antykorupcyjnego (NABU) dokumenty i dlaczego pojawiły się one właśnie teraz, nie można prognozować, czym zakończy się ta afera. Istnienie tajnej listy płac Partii Regionów ujawnił na łamach opiniotwórczego tygodnika „Dzerkało Tyżnia” były pierwszy zastępca szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) Wiktor Trepak. On także przekazał ją NABU.

Szef NABU Artem Sytnyk poinformował, że otrzymał od Trepaka 841 stron dokumentów, obejmujących lata 2008-2012. Na liście wskazano daty i nazwiska odbiorców pieniędzy, sumy oraz cele, na które były one przeznaczane.

Opiewająca na dwa miliardy dolarów „czarna księgowość” Partii Regionów, z wyszczególnieniem ogromnych kwot przeznaczanych na łapówki dla wysokich urzędników i polityków, już dziś wywołuje w gabinetach w Kijowie nerwowość. Istnieją jednak obawy, że głównymi przegranymi w tym skandalu wcale nie muszą być członkowie ugrupowania Janukowycza. Może on boleśnie uderzyć w polityków z obozu demokratycznego, których nazwiska mogą się w nim pojawić.

„Dla środowisk politycznie aktywnych wielkich rewelacji w doniesieniach o wydatkach Partii Regionów na korupcję nie ma. Mechanizmy jej działania nie były tajemnicą, a +czarna księgowość+ tylko to potwierdza. Informacje te mogą jednak wywołać frustrację w społeczeństwie i otworzyć drogę rewanżu dla sił, które znajdują się obecnie w opozycji” – powiedział PAP politolog Wołodymyr Horbacz.

W jego ocenie lista płac partii obalonego prezydenta mogła wypłynąć z inicjatywy jej członków w celu dyskredytacji obecnych elit. Miałaby ona być dowodem dla ukraińskich wyborców oraz dla Zachodu, że wszyscy politycy ukraińscy są tak samo zdemoralizowani, sprowokować wcześniejsze wybory parlamentarne i doprowadzić do powrotu do władzy prorosyjskiej ekipy związanej ze środowiskiem Janukowycza.

„Nie wykluczam także, że mogą stać za tym służby specjalne jakiegoś mocarstwa, które w jakiś sposób zdobyły te dokumenty i chcą z ich pomocą oczyścić scenę polityczną otwierając drogę dla zupełnie nowych twarzy i sił” – podkreślił Horbacz.

Wołodymyr Fesenko, szef kijowskiego centrum analitycznego Penta, zastanawia się tymczasem, w jaki sposób Trepak, który niedawno stracił pracę w Głównym Zarządzie ds. Walki z Korupcją SBU, otrzymał księgi wydatków Partii Regionów i od jakiego czasu znajdowały się one w rękach ukraińskich służb.

„Przypuszczam, że materiały te mogły trafić do SBU jeszcze w 2014 roku, jednak w ówczesnym kierownictwie SBU byli ludzie, którzy nie chcieli ich ujawniać. Powód jest prosty: mogły być tam nazwiska przywódców politycznych protestów na Majdanie” – powiedział PAP.

„Na przykład lidera nacjonalistycznej Swobody (Ołeha Tiahnyboka), czy byłego szefa SBU Wałentyna Naływajczenki, o którym plotkowano, że współpracuje z oligarchą Dmytrem Firtaszem” – dodał Fesenko.

To, że w księgowości Partii Regionów może znajdować się nazwisko Tiahnyboka, sugerował w wywiadzie dla „Dzerkała Tyżnia” także Trepak. Dał on do zrozumienia, że łapówki od ludzi Janukowycza mogli przyjmować również inni politycy z byłej opozycji, którzy prowadzili z ówczesnym prezydentem negocjacje podczas ostatniej rewolucji na Majdanie Niepodległości w Kijowie na przełomie 2013 i 2014 roku. Prócz Tiahnyboka byli to były premier Arsenij Jaceniuk i obecny mer Kijowa Witalij Kliczko.

„Materiały, które przekazałem do Narodowego Biura Antykorupcyjnego, pozwalają na inne spojrzenie na te spotkania (z Janukowyczem)” – podkreślał Trepak.

Niezależnie od tego, kto brał pieniądze od Partii Regionów, sprawa doniesień o jej działaniach korupcyjnych powinna być rzetelnie zbadana. „Śledztwo z całą pewnością będzie bardzo długie i obawiam się, że może być wykorzystywane w celach politycznych. Ważne jednak, żebyśmy poznali prawdę, niezależnie od tego, komu ona zaszkodzi” – uważa Horbacz.

Z Kijowa Jarosław Junko (PAP)