NATO musi dbać o odporność na dzisiejsze zagrożenia, takie jak cyberataki czy „zielone ludziki”, trzeba też dbać o jedność sojuszu – uważa Daniel S. Hamilton, współautor raportu zaprezentowanego w środę w siedzibie Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

„Jest ryzyko, że wewnątrz NATO nastąpi rozłam” – powiedział Hamilton, przedstawiając raport „Alliance Revitalized: NATO for a New Era”, opracowany przez kilka amerykańskich think tanków. Wynika ono - dodał ekspert - z różnej oceny zagrożeń na wschód i południe od NATO.

Według autorów opracowania sojusz stoi wobec równoczesnych wyzwań na wschodzie i zachodzie w czasie, gdy jedność Europy jest wystawiona na próbę, a w Stanach Zjednoczonych pojawiają się politycy kwestionujący potrzebę utrzymania sojuszu. „Europie grozi, że zmieni się z eksportera stabilności w importera niestabilności. Wizja Europy zjednoczonej, wolnej i żyjącej w pokoju stała się niestety bardziej sloganem niż projektem” – stwierdził Hamilton.

Zdaniem autorów raportu NATO wymaga ożywienia i nowej strategii opartej na odstraszaniu i zdolności do obrony.

Przed szczytem w Warszawie autorzy rekomendują opracowanie nowej polityki wobec Rosji – odstraszania tam, gdzie to konieczne, przy utrzymaniu jak najintensywniejszych kontaktów z rosyjskim społeczeństwem.

Hamilton przestrzegł przed „pokusą powrotu do dawnej postawy”, koncentrującej się jedynie na odstraszaniu. „To nie zimna wojna, Rosja nie jest Związkiem Sowieckim z jego mesjanistyczną ideologią” – zauważył. Wyraził zarazem zaniepokojenie rosyjską doktryną wojenną dopuszczającą uderzenie nuklearne.

Odnośnie zagrożeń z południa autorzy opracowania opowiadają się za wzmocnieniem zdolności obronnych, zwłaszcza obszaru przy granicy turecko-syryjskiej oraz za pogłębieniem współpracy z krajami partnerskimi regionu.

Raport zaleca także przegląd wyzwań na północy – w rejonie Arktyki.

„Przez 20 lat w NATO powtarzano mantrę: +poza obszarem traktatowym, poza zainteresowaniem. Dzisiaj trzeba mówić: (to jest) w obszarze albo (będziemy) w kłopotach” – powiedział Hamilton.

Podkreślił, że budując trwałość i zdolności trzeba pamiętać, jak silnie są dziś powiązane państwa. „Żadne państwo nie jest samo, odporność musi być wspólna. Nieważne, jak odporna na zagrożenia jest Polska, jeżeli kraje bałtyckie nie miałyby tej odporności” – powiedział.

Zwracał także uwagę na znaczenie artykułu 3 Traktatu północnoatlantyckiego, że kraje członkowskie rozwijają zarówno własne, jak i wspólne zdolności do obrony przed napaścią.

Przypomniał, że w USA wydatki obronne na głowę mieszkańca są 5-6 razy wyższe niż w Europie i że Stany Zjednoczone postanowiły czterokrotnie zwiększyć nakłady na program wsparcia Europy zainicjowany po rosyjskiej agresji na Ukrainie.

Argumentował, że osiągnięcie celu 2 proc. PKB na obronność oznaczałoby wydatki wyższe średnio o 25 eurocentów na głowę mieszkańca. Zwrócił też uwagę, że Szwecja i Finlandia – choć neutralne – wnoszą niekiedy większy wkład w działania sojuszu niż niektóre państwa członkowskie.