W bólach udało się wreszcie skompletować nowy rząd. Tym razem nie ma w nim obcokrajowców. Po ponad czterech miesiącach kryzysu rządowego Ukraina ma w końcu nowy gabinet.
W czwartek premierem został 38-letni kandydat Bloku Petra Poroszenki (BPP) Wołodymyr Hrojsman, dotychczasowy przewodniczący parlamentu, który zastąpił lidera Frontu Ludowego (NF) Arsenija Jaceniuka. Obie partie stworzyły koalicję, która jednak dysponuje dość kruchą większością w Radzie Najwyższej.
– Ukraińcy wybrali swoją drogę. Drogę ukształtowania Ukrainy jako nowoczesnego, silnego europejskiego państwa. Ta droga prowadzi przez reformy. I ja potwierdzam swoje oddanie na rzecz kontynuacji kursu na rzecz reform – mówił nowy premier, wymieniając długą listę priorytetów, od aktywnej walki z bezrobociem przez zmianę polityki społecznej aż po dostosowanie armii do standardów NATO i decentralizację. Ta ostatnia stanowi idée fixe Hrojsmana jeszcze z czasów, gdy pełnił funkcję mera środkowoukraińskiej Winnicy, miasta będącego polityczną bazą prezydenta Poroszenki.
Za powołaniem Hrojsmana głosowało 239 posłów (potrzeba było 226 głosów), w tym większość posłów BPP i NF, a także niewchodzących formalnie w skład dwupartyjnej koalicji klubów Wola Narodu i Odrodzenie, w dużej części składających się z dawnych posłów Partii Regionów. Ich poparcie wywołało krytykę opozycji, w tym trzech ugrupowań, które do niedawna tworzyły wielką koalicję popierającą rząd Jaceniuka. – Ludzie, którzy zadeklarowali sformowanie koalicji, tak naprawdę nie są zdolni do przyjęcia żadnej ustawy bez grup oligarchicznych, do których wchodzą członkowie Partii Regionów z poprzednich kadencji. Dlatego uważam, że wybór pana Hrojsmana na premiera Ukrainy i wybór nowego tak zwanego rządu demokratycznego nastąpił w rezultacie zmowy prezydenta Poroszenki z grupami oligarchicznymi i regionałami – dowodził Ołeh Laszko, lider populistycznej Partii Radykalnej.
Gabinet pod kierownictwem Hrojsmana to dowód, że wśród ukraińskich elit wygrała koncepcja rządu politycznego, składającego się z przedstawicieli partii, a nie technokratycznego, składającego się z menedżerów, na którego czele miała stanąć świeżo odwołana minister finansów Natalija Jareśko. Potencjalny rząd Jareśko zostałby lepiej przyjęty na Zachodzie, ale trudniej byłoby mu walczyć o poparcie w parlamencie dla projektów ustaw. Hrojsman ma na to większe szanse, choć w samym BPP nie brakuje mu przeciwników, a i ubiegłotygodniowy spór z administracją Poroszenki o nazwiska kilku ministrów nie wróży mu łatwej współpracy z silną politycznie i ustrojowo głową państwa.
Ostatecznie Hrojsman zdołał zapobiec desantowi przedstawicieli administracji prezydenta (AP) na własny gabinet. Ukraińska prasa wśród potencjalnych kandydatów na ministrów i wicepremierów wymieniała nawet jej szefa Borysa Łożkina i jego trzech zastępców. Ostatecznie miejsce pracy z ulicy Bankowej, przy której mieści się administracja, do budynku rządu przy Hruszewśkoho zmieni tylko Ołeksandr Danyluk, dotychczasowy wiceszef AP i przedstawiciel prezydenta przy rządzie Jaceniuka, który został ministrem finansów. W rządzie zabrakło też ministrów z obcymi paszportami. Najdłużej wymienianym nazwiskiem w tym kontekście był autor słowackich reform gospodarczym Ivan Mikloš, który jednak ma doradzać Hrojsmanowi. W starym rządzie było troje obcokrajowców.
Nowy premier spełnił za to postulat wielu komentatorów i utworzył oddzielną tekę wicepremiera do spraw integracji z UE i NATO, którą objęła dotychczasowa posłanka BPP Iwanna Kłympusz-Cyncadze. – W parlamencie są różne siły i nawet te, które deklarują proeuropejskość, niekoniecznie wypełniają swoje zobowiązania. Wydaje im się często, że – jak mówił pierwszy prezydent Łeonid Krawczuk – da się suchą stopą przejść przez deszcz, omijając jego krople. Dlatego politycy starają się różne zmiany przeprowadzać do połowy albo naginać powszechnie przyjęte na Zachodzie zasady do ukraińskich realiów – krytykowała Kłympusz-Cyncadze tempo zmian w niedawnej rozmowie z DGP. Teraz będzie miała okazję sama zmierzyć się z zadaniami stojącymi przed rządem.
Oba koalicyjne ugrupowania czeka tymczasem pierwsze poważne wyzwanie. Do tej pory nie udało się im uzgodnić kandydata na ministra zdrowia. A ponieważ upływał termin danego przez Poroszenkę czasu na powołanie rządu, bo upłynięciu którego prezydent groził rozpisaniem przedterminowych wyborów, w resorcie zdrowia panuje na razie wakat, bo dotychczasowy minister, Gruzin Aleksandre Kwitaszwili, stracił stanowisko razem z pozostałymi kolegami.
Tymczasem nawet podczas powoływania gabinetu politykom nie udało się uniknąć grzechów ukraińskiego nihilizmu prawnego. Parlament najpierw powołał nowy rząd, a dopiero potem odwołał stary (w przeciwieństwie do przewidującej wyłącznie konstruktywne wotum nieufności polskiej konstytucji, ukraińska wymaga dwóch oddzielnych głosowań). Prawnicy zgłosili więc wątpliwość, jaka jest sytuacja prawna ministrów zachowujących dotychczasowe stanowiska, w tym szefa MSW Arsena Awakowa, którzy najpierw otrzymali niejako ponowną nominację, a dopiero potem zostali odwołani. Co więcej, program rządu Hrojsmana przyjmowano do skutku, aż poparła go wymagana większość.
Opozycja krytykuje: rząd niezdolny do reform, wybrany przez oligarchów