Nie udało się odnaleźć Olka Ostrowskiego, polskiego skialpinisty, który zaginął w sobotę w Karakorum. Ze względu na trudne warunki, zakończono akcję poszukiwawczą.

Jak poinformował Jerzy Natkański, kierownik kilku polski wypraw himalajskich i prezes Fundacji Wspierania Alpinizmu Polskiego imienia Jerzego Kukuczki, akcja nie będzie już kontynuowana, gdyż dotarcie w miejsce, gdzie mógłby znajdować się Polak, byłoby niebezpieczne. Większość ekip już zeszła z góry. Według relacji świadków, na których powołuje się Jerzy Natkański, Olka Ostrowskiego do szczeliny zepchnęła lawina i dzięki temu wiadomo było gdzie może się znajdować. "Doszli do tej szczeliny, ale ona była tak szeroka i przepastna, że nie znaleźli żadnych śladów. Nie by.ło szans opuszczenia się na dół i przeszukania dodatkowego"- mówił IAR Jerzy Natkański. Dodał, że rodzina skialpinisty została poinformowana o zakończeniu akcji.

Olek Ostrowski w sobotę wraz z Piotrem Śnigórskim próbowali dokonać pierwszego polskiego zjazdu na nartach z ośmiotysięcznika Gaszerbrum II w Karakorum. W trakcie wspinaczki zastała ich zła pogoda i byli zmuszeni do zaprzestania ataku na szczyt,. Ostrowski jadący na nartach za swoim partnerem w pewnym momencie zniknął. Najprawdopodobniej wpadł do szczeliny lodowej między pierwszym, a drugim obozem.

Akcje poszukiwawczą koordynowała z bazy polska himalaistka Kinga Baranowska, która zdobyła Gaszerbrum II 17 lipca. Na miejsce dotarli też Andrzej Bargiel i Dariusz Załuski, którzy chcieli pomóc w poszukiwaniach. Bargiel dwa dni temu jako pierwszy na świecie zjechał na nartach z wierzchołka Broad Peaku (8015 m). Teren, gdzie mógł znajdować się Polak, przeszukiwało trzech pakistańskich wspinaczy.

Gaszerbrum II (8035 m) to najniższy ośmiotysięcznik Karakorum, znajdujący się na granicy pakistańsko-chińskiej.

Olek Ostrowski pochodził z Wetliny w Bieszczadach. Był narciarzem wysokogórskim i instruktorem, ratownikiem bieszczadzkiego GOPR-u. Został nim w 2010 roku. Jego koledzy są wstrząśnięci informacją o losie Ostrowskiego. Mimo krótkiego stażu, wielokrotnie uczestniczył w akcjach ratowniczych i poszukiwawczych. Jak wspomina naczelnik bieszczadzkiej grupy GOPR, Krzysztof Szczurek - góry były jego pasją i żywiołem od dzieciństwa, tak układał sobie życie, żeby cały czas być w górach. "Miał zupełnie inne plany i nie tak ten wyjazd miał się zakończyć"- ubolewa szef bieszczadzkich ratowników.