Zamordowano już wielu wrogów przywódcy Czeczenii. Ale jeszcze nigdy nie zginął ktoś przychylny Kremlowi
Liczba ofiar konfliktu na Kaukazie Północnym stopniowo maleje / Dziennik Gazeta Prawna
Informacja o tym, że bezpośrednim wykonawcą zamachu na Borisa Niemcowa jest były oficer czeczeńskiego MSW, skłania do rozważań na temat stopnia niezależności władz w Groznym od Moskwy. Między prezydentem Rosji Władimirem Putinem a przywódcą Czeczenii Ramzanem Kadyrowem funkcjonuje niepisana umowa, zgodnie z którą w zamian za zagwarantowanie spokoju Kadyrow otrzymał wolną rękę na własnym terytorium. Czeczenia gwarantuje też rządzącym głosy w wyborach; w 2012 r. na Putina oficjalnie głosowało tu 99,8 proc. ludności. Moskwa zaś przymyka oko na niezgodne z rosyjskim prawem wprowadzanie elementów szariatu.
A także na wybryki prywatnej gwardii Kadyrowa, która dopuszczała się porwań i tortur ludzi podejrzanych o terroryzm. Brudne metody sprawiły, że Czeczenia nie jest już najmniej bezpieczną częścią rosyjskiego Kaukazu. W ubiegłym roku w konflikcie zginęły tu 54 osoby, wśród nich dwóch cywili. W sąsiednim Dagestanie ofiar było czterokrotnie więcej. W centrum stolicy nie widać już śladów wojny. Za rosyjskie pieniądze Grozny odbudowano, w mieście pojawiły się wysokościowce, a także największy w Rosji meczet, nazwany imieniem Achmata Kadyrowa, zabitego w zamachu ojca Ramzana. W republice kwitnie kult obu Kadyrowów.
Ramzan uczynił z Czeczenii udzielne księstwo, nad którym zwierzchność Moskwy pozostaje symboliczna. Jego osobiści wrogowie giną w podejrzanych okolicznościach. Także poza krajem. W 2013 r. w Ankarze zginął nieformalny przywódca czeczeńskiej diaspory Medet Ünlü. W 2009 r. w Wiedniu śmierć poniósł dawny ochroniarz Kadyrowa Umar Israiłow, który po ucieczce do Unii Europejskiej opowiadał o torturach stosowanych przez kadyrowców. Jednego z jego zabójców zatrzymano pod Warszawą. Trzy miesiące później w Dubaju zastrzelono z kolei Sulima Jamadajewa, osobistego wroga Kadyrowa. Władze Zjednoczonych Emiratów Arabskich twierdziły, że Jamadajew zginął z pistoletu przekazanego zabójcom przez posła Adama Dielimchanowa.
Dielimchanow, przyrodni brat Kadyrowa, którego ten ostatni wymieniał nawet jako swojego następcę, pojawia się także w sprawie Niemcowa. Już 3 marca związany z północnokaukaskimi terrorystami portal KavkazCenter pisał, że to on osobiście zastrzelił przywódcę opozycji. „Pomagający Dielimchanowowi kadyrowcy na stałe żyją w Moskwie. W Czeczenii praktycznie nie bywają” – czytamy. Paradoksalnie część informacji dżihadystów po kilku dniach potwierdzili rosyjscy śledczy. Agencja Rosbałt podała, że czterech z pięciu zatrzymanych w sobotę mężczyzn mieszkało na przedmieściach stolicy, a przywódcą grupy był niejaki Zaur Dadajew.
Porucznik Dadajew, który miał się już przyznać do winy, to były zastępca dowódcy elitarnego 248. batalionu wojsk wewnętrznych MSW Siewier. W 2010 r. dostał od ówczesnego rosyjskiego ministra Raszyda Nurgalijewa order za męstwo. Dowódcą batalionu zaś jest płk Alibiek Dielimchanow, brat Adama. „Znałem Zaura jako prawdziwego patriotę Rosji. Jak każdy muzułmanin, był wstrząśnięty działaniami »Charlie Hebdo« i komentarzami popierającymi druk karykatur. Ale jeśli sąd potwierdzi jego winę, popełnił ciężkie przestępstwo” – napisał Kadyrow na Instagramie.
Wcześniej czeczeński przywódca spekulował, że za śmierć Niemcowa odpowiadają zachodnie i ukraińskie służby. Teraz jednak podłączył się pod retorykę Kremla, który stara się przekonać Zachód, że zabójstwo nie miało związku z jednoznacznym potępieniem przez opozycjonistę rosyjskiej agresji na Ukrainę, ale z wyrazami wsparcia dla ofiar zamachu na francuski tygodnik. A w tym kontekście Moskwa przedstawia się jako sojusznik Zachodu w wojnie z międzynarodowym terroryzmem. Zwłaszcza że niektórzy dowódcy dżihadystycznej partyzantki złożyli przysięgę na wierność Państwu Islamskiemu.
Jakby na pocieszenie Putin podpisał wczoraj decyzję o nagrodzeniu Kadyrowa Orderem Honoru za – jak to określono – „sukcesy w pracy i aktywną działalność publiczną”. Order, choć mniej znaczący, dostał przy okazji także deputowany Andriej Ługowoj, którego brytyjska prokuratura podejrzewa o zamordowanie w Londynie byłego funkcjonariusza FSB Aleksandra Litwinienki.