W odpowiedzi na upublicznione przez Mariannę Dufek-Durczok oświadczenie w sprawie naszych publikacji o Kamilu Durczoku oraz doniesień medialnych w tej sprawie, chcielibyśmy sprostować pewne nieścisłości - napisał w specjalnym oświadczeniu tygodnik "Wprost".

Tygodnik "Wprost" odpowiedział na wypowiedzi Marianny Dufek-Durczok. Jak przekonuje redakcja, rozmowa z Kamilem Durczokiem odbyła się i nie pytano go o sprawy prywatne. Durczok miał rzucić słuchawką i zakończyć rozmowę. "Ponowne próby skontaktowania się z nim nie przynosiły rezultatu. Pytania, których nie zdążyliśmy zadać w rozmowie telefonicznej, przesłaliśmy więc mu mailem" - przekonuje "Wprost".

W przesłanej korespondencji nie ma pytań o sprawy prywatne, jednak jak czytamy dalej, pytano o o mobbing i molestowanie seksualne w jego miejscu pracy. "Za głęboko niesprawiedliwe uznajemy nazywanie nas"psami gończymi tropiącymi ofiarę” gdy w rzeczywistości upominamy się o prawa ofiar. Ofiar molestowania i mobbingu. Powtórzmy: ofiarami są osoby, które spotkaliśmy podczas pracy nad tekstem" - pisze "Wprost".

Jak dodaje redakcja tygodnika: nie zgadza się z sugestią, że z wyjaśnianiem sprawy, którą się zajmujemy "musi poczekać na wyniki pracy komisji powołanej przez TVN". "Odbieramy takie sugestie jako próbę opóźnienia naszej publikacji. To żądanie absurdalne – wszak gdyby nie nasze zainteresowanie tematem, komisja ta w ogóle by nie powstała. To my pokazaliśmy, iż jedna ze stacji telewizyjnych ma problem. To dzięki naszemu pierwszemu tekstowi, po kilku latach bierności, wreszcie zainteresowano się sprawą" - pisze w oświadczeniu.

Całe oświadczenie można przeczytać na stronie tygodnika.