Rolnicy nie składają broni i szykują się do kolejnego protestu w Warszawie który ma się odbyć jutro. Minister rolnictwa już zastrzega, że postulatów rolników zrealizować się nie da. Chodzi m.in o odszkodowania za straty w uprawach spowodowane przez dziki oraz interwencję na rynkach wieprzowiny i mleka.

Marek Sawicki po raz kolejny tłumaczy, że nie może dać rolnikom pieniędzy bo to kwestia obostrzeń ze strony Unii Europejskiej ale obiecuje pomoc w miarę możliwości ministerstwa i budżetu. Pod jednym warunkiem: rozmowy nie będą się odbywać na ulicy a w murach resortu gdzie kolejne zespoły pracują już nad wsparciem obszarów najbardziej dotkniętych spadkami cen.

" Jeśli chcą wnieść coś nowego, coś dobrego to oczywiście warto ich wysłuchać, natomiast z pewnością nie będzie rozmów ani w namiotach na trawnikach ani na ulicy, bo to nie jest miejsce w którym można ważne sprawy rozwiązywać" - przekonuje Marek Sawicki.

Podobnie uważa ekspert do spraw ekonomiki rolnictwa profesor Andrzej Kowalski. Dodaje, że nie tylko polscy rolnicy znaleźli się w trudnej sytuacji. Dlatego tym bardziej kolejny protest należy dobrze przemyśleć.

"Owszem dochody w Polsce ludności rolniczej spadły o blisko 6 procent w stosunku do dobrego 2013 roku. Jednak w tym samym czasie np w Finlandii spadły o 22.8 procent, na Litwie o 19 procent. W 20 krajach spadły dochody i nigdzie nie słychać o tak gwałtownych protestach. Natomiast jest szukanie rozwiązań. U nas powinno być podobnie. Jeszcze żaden rząd na świecie nie rozwiązał tylu problemów w kilka dni - podkreślił w rozmowie z IAR profesor Kowalski.

Rolnicze związki nie zamierzają jednak ustępować. Jutro o 10.00 rozpoczynają marsz w stolicy. Później przed kancelarią premiera chcą rozbić zielone miasteczko.