Anonimowy polski dyplomata ujawnił w rozmowie z "Wprost", że w Polsce jest silnie obecna propaganda rosyjska. Problem ujawnił się po wybuchu wojny na Ukrainie. Szczególnie w internecie. Komentarze pod informacjami na temat wojny na Ukrainie często pisane są łamaną polszczyzną. Czy ponadto w Polsce trwa kolejna kampania rosyjskiej propagandy historycznej?

Prokremlowski rosyjski historyk Aleksander Diukow w sierpniu nie został wpuszczony na Litwę. Chciał promować swoją książkę o tym, jak w 1939 roku Litwini razem z gestapo prześladowali Polaków z okolic Wilna. Został uznany za osobę niepożądaną. Podobnie jak na Łotwie. W Polsce Diukow swoją książkę promuje bez przeszkód. Ostatnio, ponad tydzień temu w warszawskim Klubie Księgarza. Swoje tezy upowszechniał w Warszawie już rok temu. W okresie ostrego konfliktu rosyjsko-litewskiego. Opinie o książce były zgodne: przedstawia fakty z historii Litwy jednostronnie i szkodzi polsko-litewskim relacjom.

W Wilnie straż graniczna wysłała go z powrotem do Moskwy. Czy polskie władze nie powinny postąpić podobnie? - Nasze służby przyjęły zasadę, że zamiast zatrzymywać, czy wydalać lepiej jest obserwować. Lepiej widać, kto przychodzi na tego typu spotkania, kto je organizuje - mówi zastrzegająca nazwisko osoba z polskiej służby dyplomatycznej. I dodaje, że wojna na Ukrainie ujawniła inny problem – jak bardzo obecna jest w Polsce rosyjska propaganda. Szczególnie w internecie. Komentarze pod informacjami na temat wojny na Ukrainie często pisane są łamaną polszczyzną. Piszą też Polacy. – Częściowo, to może być opłacana rosyjska agentura.
Pozostali to sympatycy – mówi rozmówca „Wprost”.

Litewskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie komentuje decyzji o zatrzymaniu Diukowa na granicy.

Kim jest? – To narzędzie prokremlowskiej propagandy, pseudohistoryk przepisujący na nowo historię według moskiewskich wytycznych – mówi litewski dziennikarz: W 2008 roku Diukow założył Fundację "Istoriczeskaja pamiat" (wcześniej pracował w rosyjskiej agencji informacyjnej ARMS TASS, która specjalizuje się w tematyce zbrojeniowej). Rok później Krem rozpoczął kolejna już kampanie historyczną wymierzona w Polskę. Była związana ze zbliżającymi się obchodami 70 rocznicy wybuchu II Wojny Światowej.

Diukow daje o sobie znać na łamach „Komsomolskiej Prawdy”. Pisze, że niemiecka agresja na Polskę nie miała żadnego związku z Paktem Ribbentrop – Mołotow. Był to bez wątpienia fragmenty szerszej kampanii rosyjskich propagandystów usprawiedliwiającej sojusz Stalina z Hitlerem, na mocy którego 17 września sowieci przekroczyli wschodnie granice naszego państwa. Fałsz zdumiewający, bo w 1995 roku w Moskwie na wystawie „Dokumenty Wielkiej Wojny” można było obejrzeć oryginał porozumienia z mapą podziału Polski z podpisami Stalina i Hitlera.