Rosja realizuje na Ukrainie ten sam scenariusz, co na Krymie. Tak twierdzi dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, Marcin Zaborowski.

Powiedział on w Trójce, że podobnie jak na Krymie, Rosja sponsoruje separatystów i wysyła żołnierzy na wschodnią Ukrainę. Dodał, że gdyby nie katastrofa malezyjskiego samolotu, to Rosja osiągnęłaby już dużo więcej. Zaznaczył, że władze w Moskwie nie spodziewały się też tak silnego oporu Ukraińców.

Komentując sprawę rosyjskiego konwoju, Zaborowski wyraził opinię, że prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi chodzi o przejęcie inicjatywy i stworzenie faktów dokonanych. Gość Trójki przypomniał, że przed trzema tygodniami wszyscy mówili o malezyjskim samolocie, zestrzelonym na wschodzie Ukrainy, a dziś nikt o tym nie pamięta. Putinowi udało się więc odwrócić uwagę od tej tragedii, a równocześnie wprowadzić na wschód Ukrainy pomoc wojskową dla rebeliantów. Zdaniem Zaborowskiego, pomoc ta - 30 czołgów i 1200 ludzi - może przechylić szalę walk. Dyrektor PISM dodał jednak, że samozwańcze władze w Doniecku i Ługańsku wymknęły się spod kontroli Moskwy. Szef rebeliantów w Doniecku Aleksandr Zacharczenko powiedział bowiem, że otrzymali oni pomoc z Rosji, podczas gdy Rosja temu zaprzecza.

Marcin Zaborowski wyraził opinię, że Władimir Putin stał się zakładnikiem rozpętanej przez siebie propagandy. Rozbudził w kraju nastroje nacjonalistyczne i nie może się wycofać z konfliktu na Ukrainie, gdyż straciłby poparcie społeczne. Zdaniem dyrektora PISM, Putin świadomie zaangażował się w ten konflikt, aby odwrócić uwagę Rosjan od pogarszającej się sytuacji gospodarczej.