Po 32 miesiącach od katastrofy, w której zginęły 32 osoby, wrak włoskiego wycieczkowca Costa Concordia opuści dziś w południe wyspę Giglio w Toskanii i wyruszy w ostatni rejs. Statek powróci do portu w Genui, gdzie był wodowany osiem lat temu, teraz zaś zostanie pocięty na przysłowiowe żyletki.

Wszystko jest gotowe i tylko meteoryt mógłby pokrzyżować nasze plany, powiedział komisarz rządowy do spraw Concordii i szef obrony cywilnej Franco Gabrielli. Na wraku, który po wynurzeniu się części kadłuba znów przypomina statek, pojawiła się flaga „blue Peter”: biały prostokąt na niebieskim tle, co w międzynarodowym kodzie sygnałów oznacza, że jest on gotów wyjść w morze. Potwierdził to Nick Sloane, kierującym operacją najpierw postawienia go w pionie, a następnie uzdolnienia do żeglugi. Nie o własnych siłach jednak: wrak ciągnąć będą dwa oceaniczne holowniki.

Operacja jest bezprecedensowa potwierdza admirał Arturo Faraone. Jego zdaniem nie można i nie należy mówić o ewentualnych niebezpieczeństwach związanych z czterodniową żeglugą. "Ten projekt został tak starannie przygotowany i przeanalizowany przez inżynierów morskich najwyższej klasy, że szczerze mówiąc nie umiałbym wskazać jakiejś fazy bardziej ryzykownej od innych" - mówi Faraone.