Rano izraelscy komandosi weszli do północnej części Strefy Gazy. Celem było zniszczenie wyrzutni rakiet używanej przez Palestyńczyków. Społeczność międzynarodowa zastanawia się, czy poranna operacja izraelskich sił specjalnych w Strefie Gazy to wstęp do operacji lądowej.

Dyplomata i były ambasador Polski w Izraelu Jan Piekarski wyjaśnia, że działania komandosów mogą być zawsze przeprowadzane jako samodzielne operacje. Według niego może być to również sygnał poprzedzający decyzję władz Izraela o podjęciu operacji lądowej na szerszą skalę.

Jan Piekarski podkreśla, że społeczeństwo izraelskie wymaga od swoich władz stanowczych działań. Dodaje, że premier Izraela Benjamin Netanjahu zdaje sobie sprawę z oczekiwań społeczeństwa dotyczących wejścia Izraela do Strefy Gazy i niszczenia np. palestyńskich składów amunicji.

Jan Piekarski zaznacza, że jedyną siłą, która mogłaby mieć wpływ na powstrzymanie Izraela od działań militarnych, są Stany Zjednoczone. Jednak, jak mówi dyplomata, wpływy izraelskie w Stanach Zjednoczonych i w Kongresie są tak silne, że administracja amerykańska nie pozwoli sobie na nic, co byłoby odczytane jako nacisk na rząd, albo krytyczne stanowisko wobec działań podejmowanych przez Izrael w starciach z Palestyńczykami. "Polityka izraelska jest definiowana w Tel-Awiwie i Jerozolimie, a nie w Waszyngtonie - dodaje.

Wczoraj władze Izraela ogłosiły, że zamierzają uderzyć na północny obszar Strefy Gazy. Decyzja w tej sprawie ma zapaść dzisiaj.