Majowe wybory będą dla Unii Europejskiej „poważnym dzwonkiem alarmowym” - ostrzega londyński think tank Open Europe. W opublikowanej dziś analizie organizacja wyliczyła, że niemal jedna trzecia miejsc w europarlamencie przypadnie stronnictwom antysystemowym: najczęściej eurosceptycznym i nielubiącym imigrantów.

Autorzy przyjrzeli się ostatnim sondażom i wyróżnili „blok malkontentów”. W jego skład wchodzą takie partie jak Front Narodowy we Francji, Partia Wolności w Holandii czy prowadząca w wielu sondażach brytyjska Partia Niepodległości. Łączy je głównie eurosceptycyzm. Według wyliczeń Open Europe, w sumie partie te mogą zdobyć ok. 31% miejsc w parlamencie.

Czy to oznacza trudne czasy dla parlamentarnych euroentuzjastów? Raport o tym nie przesądza. Podkreśla, że w obliczu twardej eurosceptycznej opozycji politycy, którym zależy na ściślejszej integracji, mogą zewrzeć szyki i współpracować efektywniej.

Po drugie, blok jest niejednolity. W jego skład wchodzą populistyczne partie lewicowe, neofaszyści czy nacjonaliści. „Nawet mimo ogólnych podobieństw ideologicznych wiele z tych partii będzie miało problemy z porozumieniem się w wyniku różnic w spojrzeniu na imigrację, strefę euro, kwestie gospodarcze czy szerzej pojmowane kwestie społeczne" - pisze autor raportu Paweł Świdlicki.

Mimo to nie ma on wątpliwości, że majowe wybory udowodnią, iż problemy z deficytem demokracji i kryzysem legitymacji Wspólnoty wciąż się pogłębiają. Przy założeniu, że frekwencja będzie podobna do tej z ostatnich wyborów, Paweł Świdlicki wyciąga wniosek, że niemal 75% uprawnionych do głosowania albo pozostanie w domach, albo opowie się za partiami kontestującymi obecny kształt Europy. "Te wybory powinny stanowić poważny dzwonek alarmowy. Na tak słaby mandat od opinii publicznej unijne elity powinny odpowiedzieć głębokimi reformami. Dalsze opowiadanie się za centralizacją zwiększy tylko liczbę antyunijnych głosów" - tłumaczy ekspert Open Europe.