Kolejny kraj deklaruje gotowość do podjęcia interwencji w Syrii. Prezydent Francji Fracois Hollande zapowiedział, że jego kraj jest gotowy do ukarania winnych ataku chemicznego pod Damaszkiem.

Ostre słowa prezydenta Francji padły podczas corocznej narady ambasadorów w Paryżu. Hollande jednoznacznie stwierdził, że za atak z wykorzystaniem broni chemicznej ponosi odpowiedzialność reżim Asada. "Świat zewnętrzny ma obowiązek na ten atak odpowiedzieć" - powiedział francuski prezydent.

Do interwencji w Syrii przygotowują się też Stany Zjednoczone oraz Wielka Brytania. Departament obrony poinformował, że armia amerykańska jest przygotowana do interwencji, oczekuje jedynie na rozkaz prezydenta Baracka Obamy. Z kolei premier Wielkiej Brytanii David Cameron zwołał na czwartek nadzwyczajne posiedzenie parlamentu, by uzyskać zgodę na udział żołnierzy w ewentualnej operacji wojskowej w Syrii.

Przed interwencją zbrojną w Syrii ostrzegają sojusznicy Asada, czyli Rosja i Chiny. Rosyjski MSZ przestrzega, że interwencja wojskowa będzie mieć katastrofalne skutki dla regionu.

Minister spraw zagranicznych Walid Moualem oświadczył, że Syryjczycy użyją w swej obronie wszelkich posiadanych środków. Podczas konferencji prasowej minister po raz kolejny zdecydowanie zaprzeczył zarzutom, że to siły rządowe przeprowadziły zeszłotygodniowy atak chemiczny pod Damaszkiem. Moualem podkreślił, że oskarżenia mają posłużyć jako pretekst do ewentualnego ataku.

W zeszłotygodniowym ataku gazowym pod Damaszkiem zginęło przeszło 300 osób. Według sił opozycyjnych, mogło zginąć nawet 1300 ludzi. W internecie publikowane były zdjęcia i filmy przedstawiające ofiary. Bojownicy oskarżają o użycie trującego gazu wojska rządowe, reżim Baszara al-Asada zaprzecza jednak, jakoby użył broni chemicznej przeciw rebeliantom.