Iran ma nowego prezydenta. 64-letni Hassan Rowhani został wczoraj zaprzysiężony, a dzisiaj oficjalnie zainauguruje kadencję podczas uroczystości w Teheranie.

Nowy prezydent jest przeciwieństwem swojego kontrowersyjnego poprzednika Mahmuda Ahmadineżada. Nie wygraża Stanom Zjednoczonym i nie mówi o wymazaniu Izraela z mapy świata. Zamiast tego zapowiada otwarcie na świat i wypuszczenie więźniów politycznych.



Eksperci twierdzą jednak, że nie musi to oznaczać zmian w Iranie. Marcin Piotrowski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych podkreśla w rozmowie z Polskim Radiem, że w Iranie faktyczną władzę mają ajatollahowie. Wszystko zależy tam od najwyższego przywódcy duchowego Alego Chamenei. „To jest pytanie, czy Chamenei chce potraktować wynik wyborów jako okazję do wyjścia z twarzą i zmiany kursu, czy też będzie to tylko kosmetyka i po pewnym czasie ten entuzjazm Irańczyków i Zachodu wypali się” - mówi ekspert PISM.



Nowy irański prezydent chce większej współpracy Iranu ze społecznością międzynarodową w sprawie programu atomowego. Stany Zjednoczone i Europa uważają bowiem, że Iran dąży do wyprodukowania broni jądrowej.



Marcin Piotrowski uważa, że większa otwartość irańskiego prezydenta może być swego rodzaju grą władz w Teheranie. „W przeszłości sprawdzał się taki element - kiedy oni nie są tak agresywni, jak to było za czasów prezydentury Ahmadineżada, to wzmacnia argumenty na Zachodzie na rzecz zmniejszenia sankcji. Oni wiedzą, że taka zmiana retoryki, zmieni atmosferę wokół Iranu, a to z kolei Iran może wykorzystać” - uważa analityk.



Iran od lat 60. ubiegłego wieku rozwija program nuklearny. Po tym jak w 1979 roku wybuchła rewolucja islamska i władzę przejęli duchowni, Zachód zaczął obawiać się, że Teheran dąży do wyprodukowania broni atomowej. Z tego powodu na kraj wielokrotnie nakładano sankcje, które w ostatnim czasie poważnie zachwiały gospodarką tego kraju.