Specjalista ds. marketingu politycznego, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego dr Norbert Maliszewski po oświadczeniu premiera, że Janusz Piechociński zostanie wicepremierem i ministrem gospodarki, i o wspólnym wystąpieniu Donalda Tuska i szefa PSL na konferencji prasowej:

"Najkrócej można to streścić: dużo się stało, żeby nic się nie stało. Dla PSL i dla koalicji, w tym momencie wygląda, że się nic nie zmieniło. Co więcej, konferencja premiera i Piechocińskiego to była taka nasza mała stabilizacja na czas kryzysu.

Obaj prześcigali się w uprzejmościach, byli takimi psychologami - przywódcami, którzy wiedzą, że w 2013 roku będzie trudniej, gospodarka hamuje, konsumpcja także i starają się pokazać, iż koalicja ma się dobrze, że można jej zaufać, że są w stanie poradzić sobie z najcięższymi problemami, a owi młodzi bezrobotni czy pracujący na umowach śmieciowych kredytobiorcy, mieszkańcy miast płacący ogromne rachunki mogą spać spokojnie.

Pytanie jest takie: czy to nie była dobra mina do wcześniejszej, złej gry? Jeśli weźmie się pod uwagę dwa tygodnie zapowiedzi Piechocińskiego o przedstawieniu trzech różnych kopert i słowa Tuska, że przedstawiona została jedna koperta, a druga rzecz - Piechociński wyraźnie sugerował, że zależy mu tylko, aby zostać wicepremierem bez teki, to można odnieść wrażenie, że trzy godziny spotkania poświęcone były trudnym negocjacjom, których jednak zwycięzcą jest Donald Tusk. W poniedziałek był pojedynek, wygrany przez Donalda Tuska, a wtorek to tylko oczyszczanie krajobrazu po bitwie.

Dlaczego Tusk prawdopodobnie wygrał? Z tego względu, że Piechociński miał te swoje zapowiedzi o trzech scenariuszach, a dodatkowo Tusk postawił go w niekorzystnej sytuacji, mówiąc, że jak idzie się do rządu, to bierze się odpowiedzialność i sugerując tym samym, że zależy mu tylko na jednym scenariuszu. Tym samym wygląda na to, że Piechociński jest uległy. Ta postawa podporządkowania sugeruje, że jego pozycja w PSL nie jest taka stabilna, a więc powstaje pytanie, jak długo ta nasza +mała stabilizacja+ się utrzyma, jak długo obaj będą się uśmiechać do siebie, a Janusz Piechociński będzie grał tę grę wyreżyserowaną przez Donalda Tuska?

PSL miało swój moment, w którym mogło pokazać swoją nową jakość. Pewne rzeczy się udały: jest nowa twarz i wykorzystanie luki, jaką tworzy PiS +przytulając się+ do prawej ściany sceny politycznej. Niewykorzystane jest to, by pokazać taki dystans do PO, co jest ważne dla wyborców z małych miasteczek, u których Platforma budzi antypatię.

Wizerunek Piechocińskiego jest obecnie w fazie chaotycznego kształtowania się, a prezentowana obecnie kompromisowość stawia pod znakiem zapytania jego demonstrowaną do niedawna siłę przywództwa. On to może jeszcze zmienić i nadrobić, ale nie wykorzystał do końca atutu pierwszego wrażenia".