- Oczywiście, podpisałem wszystko to co inni podpisywali. To były standardowe dokumenty o sznurówkach i o innych sprawach już nie pamiętam, ale nie było nigdy propozycji współpracy, ja byłem w tamtym czasie za małym, oni byli tacy zadufani, pewni siebie, że w ogóle nie zwracali na mnie uwagi. Oczywiście, po czasie zauważono, że jestem troszeczkę większym - mówił na antenie Radia ZET Lech Wałęsa.

Były prezydent zaprzeczył również, aby on lub jego współpracownicy niszczyli teczkę "Bolka". Jak tłumaczył Monice Olejnik, wypożyczał teczkę, aby zobaczyć jak SB fałszowała dokumenty. - (...) chciałem zobaczyć, jak wyglądało podrabianie, w jaki sposób, czym oni się kierowali i co robili w mojej sprawie. I tylko z tych powodów kazałem, poprosiłem o przejrzenie. Nie ja przeglądałem materiały, przecież ja nie miałem czasu na takie niepoważne zabawy. Moi pracownicy, upoważnieni przeze mnie, przejrzeli te dokumenty. (...) Ale tego, przecież ja nie brakowałem, ja nie wiem, ja tylko widząc, że mam zawsze inne materiały, bo ja chyba w sumie dwa razy przeglądałem to, za każdym razem były inne materiały, więc poleciłem proszę to zalakować, zakleić, żeby nikt więcej i napisać „nie otwierać, tylko na polecenie prezydenta można otworzyć” żeby nie dokładano, nie zabierano, nie wymieniano dokumentów. Przecież gdybym cokolwiek zrobił z tą teczką to bym nie zrobił takiego numeru – zalakował i zawiązał.

Wałęsa podkreślał również, że wszystkie dokumenty z jego podpisem jakimi dysponowała SB były podrobione. - Proszę pani jeszcze raz pani powtarzam, nigdy nie było oryginałów, krążyły w walce ze mną ksera, robione przez amatorów i przez służby i nic poza tym. Tylko, że widzi pani, ja czym mądrzejsze zgłaszałem pomysły, tym bardziej elity niedowierzały mi i walczyły ze mną. Pani przeczyta tą książkę, a pani zobaczy część prawdy, w jakich warunkach ja musiałem pracować.

Akta "Bolka" są w Sejmie?

Sprawa Lecha Wałęsy odżyła po sobotniej publikacji w "Naszym Dzienniku". Gazeta twierdzi, że pełna dokumentacja teczki "Bolka" może leżeć w sejmowym archiwum. Szef Kancelarii Sejmu Lech Czapla odmawia udostępnienia akt posłom - ujawnia "Nasz Dziennik".

Dokumenty znajdują się w zbiorze objętym klauzulą "ściśle tajne". Do tych materiałów w ciągu ostatnich tygodni próbował dotrzeć poseł Marek Opioła (PiS). Posiada on zezwalające mu na wgląd do tych dokumentów dopuszczenie do informacji niejawnych. "11 stycznia złożyłem odpowiedni wniosek o wgląd do tego zbioru, ale dostałem od szefa Kancelarii Sejmu Lecha Czapli odpowiedź odmowną" - wyjaśnia poseł.

Biblioteka Sejmowa, której integralną częścią jest Archiwum Sejmu, jest komórką organizacyjną Sejmu. Nadzór nad nią sprawuje właśnie szef Kancelarii Sejmu. Czapla wyjaśnił, że skierowane do niego pismo w tej sprawie "nie stanowi wniosku w rozumieniu rozporządzenia" regulującego sposób i tryb udostępniania materiałów w archiwach wyodrębnionych. Dlatego nie wyraża zgody na wgląd w dokumentację.

W sprawie na pewno coś jednak drgnęło. Lech Czapla poinformował posła Marka Opiołę, że na wniosek dyrektora Biblioteki Sejmowej podjął decyzję o powołaniu komisji, której zadaniem będzie ustalenie, czy dokumentacja zgromadzona w sejmowym archiwum spełnia jeszcze ustawowe przesłanki do jej ochrony. "O wyniku jej prac powiadomię pana posła niezwłocznie" - napisał w odpowiedzi szef Kancelarii Sejmu.