Językoznawca prof. Jerzy Bralczyk o zmarłej poetce i noblistce Wisławie Szymborskiej:

"Była mistrzynią słowa prostego i głębokiego. Dawała nadzieję, że język jednak nadaje się do jakiegoś opisu rzeczywistości. Widzimy często słabość języka nauki, języka potocznego, ale poezja czasem potrafi dotknąć takich istotnych spraw, które nie dają się opisać po prostu, ale dają możliwość pomyślenia, że świat jest skomplikowany. I to jest piękne.

Jednocześnie była osobą, która dawała pewien rodzaj radości. Była postrzegana, jak się zdaje, jako osoba radosna. Wszystko, co jest dziwne w świecie, nieoczekiwane, potrafiła pokazać jako coś, co może dostarczyć, jeśli nie szczęście, to w każdym razie jego jakieś namiastki. A to wszystko za sprawą języka który, jak się okazywało, był zrozumiały dla wszystkich i w moim przekonaniu - przetłumaczalny.

Jej poezja była przetłumaczalna i często była tłumaczona. Sam pamiętam takie doświadczenie z tłumaczenia na szwedzki, Szymborskiej właśnie. W każdym języku, jak sądzę, można było zrozumieć, że ten świat jest skomplikowanie piękny czy też pięknie skomplikowany. I że możemy go dotknąć, choćby niekoniecznie racjonalnie, tylko emocjonalnie. Trochę więcej rozumiemy z tego świata, dzięki niej.

Opublikowała bodaj mniej niż pięćset wierszy: wydaje się, że ta pewna lapidarność była wynikiem jej pracy. To, że nie zasypywała nas swoimi wierszami, możemy uważać za coś w rodzaju szkody i straty - zawsze lepiej jest, jeżeli dobrych, pięknych rzeczy jest więcej. Ale może dzięki temu, ta forma jest tak doskonała.

Nie przypominam sobie żadnego wiersza Szymborskiej, który by mi nie dostarczył jakiegoś przeżycia, łącznie z intelektualnym. Jej nieoczekiwane paradoksy, zwracanie uwagi na taką podszewkę życia, która nie jest wcale oczywista i ten humor, który jej w tym wszystkim towarzyszył - to wszystko dawało takie połączenie, które sprawiało, że cieszyliśmy się, że poezja jest".