Dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, prof. Henryk Domański o zaproponowanym przez Donalda Tuska składzie nowego rządu:

"Nowy rząd Donalda Tuska będzie raczej rządem kontynuacji, niż radykalnego zwrotu w kierunku podejmowania odważnych decyzji gospodarczych i politycznych związanych z reformami.

Jednak wiele stanowisk obsadzonych jest przez te same osoby, a żadna z nowych postaci nie dała się poznać, jako zwolennik radykalnego działania.

Zaprezentowany przez premiera skład rządu robi bardziej wrażenie statystycznego zbioru niż spójnego zespołu ludzi gotowych do przełamywania wypróbowanych i niekonfliktowych schematów rządzenia. Oczywiście żadnemu z ministrów nie można odmówić kompetencji, ale warunkiem skuteczności rządu jest realizowanie określonej strategii. Być może z jutrzejszego expose premiera dowiemy się, czy taka strategia istnieje.

Być może kształtując nowy gabinet premier Donald Tusk ma jakiś zamysł. Przez cztery lata rządów Platformy Obywatelskiej miał przecież okazję do przetestowania różnych możliwości i sprawdzenia potencjału polityków z jego otoczenia. Być może ten rząd ma służyć realizacji planów premiera, ale niestety my ich jak na razie nie znamy.

Jeśli chodzi o możliwości przeprowadzenia koniecznych reform, to nie ma w tym rządzie takich osobowości jak Grzegorz Schetyna, który do niedawna jawił się, jako osoba będąca w stanie przeprowadzić działania zmierzające do obniżania długu publicznego. Ta postać dawała gwarancję takich reform. Jedynym reprezentantem takiej opcji wydaje się być minister Rostowski, ale i on dał się poznać raczej, jako zwolennik ewolucyjnych niż rewolucyjnych zmian w zakresie modernizacji gospodarki i systemu finansów.

Jarosław Gowin nie jest prawnikiem, nie ma autorytetu w tym środowisku, które cechuje duży profesjonalizm i odpowiednio wysokie wymagania. To może powodować pewne konflikty.

Premier miał do dyspozycji Krzysztofa Kwiatkowskiego

Dotychczas to prawnicy piastowali urząd ministra sprawiedliwości, była do tego także przyzwyczajona opinia publiczna. Być może premierowi chodziło o większe zróżnicowanie polityczne w rządzie i to mu się udało, ale moim zdaniem zbyt dużym kosztem. Tym bardziej, że premier miał do dyspozycji Krzysztofa Kwiatkowskiego, który sprawdził się na tym stanowisku i był powszechnie uznawany za najlepszego kandydata na szefa resortu.

Ministrem pracy mogła pozostać Jolanta Fedak. Robiła wrażenie osoby kompetentnej, równoważącej opcje na rzecz deregulacji rynku pracy, reprezentowane przez ministra Boniego.

Mimo wszystko zaskoczeniem jest powierzenie ministerstwa zdrowia Bartoszowi Arłukowiczowi. Nie wydawał się być tak znaczącą postacią w Platformie, aby liczyć na tak ważne stanowisko.

Zabieg mający poprawić wizerunek medialny

Joanna Mucha w resorcie sportu niczemu nie zaszkodzi - z tym, że można ten wybór interpretować, jako zabieg mający poprawić wizerunek medialny rządu, a zarazem ukłon w stronę środowisk feministycznych.

Wydaje się, że czysto politycznym wyborem było desygnowanie na ministra transportu Sławomira Nowaka, człowieka niemającego doświadczenia w tej dziedzinie. Być może premier zdecydował się na ten ruch jako formę pewnego zadośćuczynienia dla Nowaka za przejściowe wykluczenie z rządu w związku z aferą hazardową"