Formowanie nowego rządu oznacza konieczność obsadzenia nowych ministerstw, których powołanie jeszcze przed wyborami zapowiedział premier Donald Tusk. Kwestia resortu energetyki, który miałby zostać wyodrębniony z kompetencji Ministerstwa Gospodarki, już irytuje PSL. Z kolei MSWiA okrojone miałoby zostać z administracji. Mówi się też o podziale resortu infrastruktury na ministerstwa transportu i cyfryzacji, ale ten projekt może zostać jeszcze rozszerzony.
Energia uchodzi z PSL
Powołanie ministerstwa energetyki i środowiska może wywołać pierwszy spór w koalicji PO-PSL. W założeniu miało ono skupić wszystkie kwestie związane z energetyką i infrastrukturą przesyłową, które rozstrzelone są między resorty gospodarki, infrastruktury i skarbu. Z kolei Ministerstwo Środowiska zajmuje się m.in. wydawaniem koncesji na poszukiwanie gazu i ropy oraz sprzedaje uprawnienia do emisji CO2.
Taki krok oznaczałby, że jedna z najważniejszych gałęzi gospodarki zostałaby wyjęta spod kontroli PSL: resortem gospodarki, który ma największy wpływ na energetykę, kieruje lider ludowców Waldemar Pawlak. On pomysł stworzenia tego ministerstwa obraca w żart. – Połączone kwestie energetyki i ochrony środowiska to model charakterystyczny dla francuskiego rządu, ale tam też jeden resort zajmuje się sprawami gospodarki oraz finansów. Czy taki model chce przenieść na polski grunt premier Tusk? – zastanawiał się w rozmowie z „DGP” Pawlak.
Zdaniem jego kolegi Marka Sawickiego tworzenie wspólnego resortu dla środowiska i energetyki jest nielogiczne. – Ten sam minister ma na jednej konferencji bronić opartej na węglu polskiej energetyki, a na innej zajmować się ograniczeniem emisji CO2? – pyta ironicznie Sawicki.
Kolejnym paradoksem byłaby ochrona terenów przyrodniczych objętych programem Natura 2000 i konieczność wyznaczania przez nie przebiegu gazociągów mających transportować gaz łupkowy. Według Sawickiego bardziej racjonalne byłoby przekazanie pełnego zarządzania energetyką do Ministerstwa Gospodarki. – To pozwoliłoby na sprawniejsze zarządzanie branżą – mówi polityk.
Pomysł stworzenia takiego resortu budzi też wątpliwości w Platformie. – Ministerstwo energetyki jest potrzebne, bo wymaga tego zarządzanie eksploatacją złożami gazu łupkowego. Ale powinno funkcjonować samodzielnie – mówi jeden z posłów PO.
Premiera administracji
Zmiany szykują się w strukturze zarządzania kwestiami wewnętrznymi i administracją. Nad szczegółami reformy MSWiA pracował Marek Biernacki z Platformy, zaś jego partyjny kolega Waldy Dzikowski projektował funkcjonowanie nowego pionu administracji, który podlegałby bezpośrednio premierowi.
Według nieoficjalnych informacji obecny szef MSWiA Jerzy Miller straci stanowisko. Między nim a premierem Tuskiem panuje wręcz wrogość. – Te negatywne emocje to wynik przekładania przez MSWiA terminu publikacji raportu dotyczącego katastrofy smoleńskiej oraz wpadek związanych np. z kwestią wprowadzenia nowego dowodu osobistego – mówi nasz rozmówca z resortu.
Jednym z kandydatów na szefa MSW jest Marek Biernacki, ale jego nazwisko pojawiało się też po wyborach w 2007 r., kiedy szefem MSWiA został Grzegorz Schetyna. Za to pewny swojej pozycji w nowym ministerstwie może być nadzorujący policję Adam Rapacki, bo jest bezpośrednio zaangażowany w przygotowania Euro 2012.
Zmiany szykują się także w funkcjonowaniu resortu infrastruktury. To ministerstwo, zdaniem zarówno PO, jak i PSL, jest po prostu zbyt duże, aby mogło sprawnie funkcjonować. Obecnie zajmuje się ono kwestiami transportu, informatyzacji oraz budownictwa.
Przyszła kolej na kolej
Kilka dni temu Tusk zapowiedział, że chce przekształcić infrastrukturę w ministerstwo transportu, które byłoby odpowiedzialne za budowę nowych dróg, restrukturyzację kolei, lotnictwo cywilne oraz transport morski. Za informatyzację zaś miałby odpowiadać nowy resort – cyfryzacji.
Co z budownictwem? Premier w swojej wypowiedzi nie wspomniał o tej kwestii ani nie zasugerował powstania resortu transportu i budownictwa, jak to bywało wcześniej. Politycy PO i PSL zajmujący się kwestiami infrastruktury przekonują, że naturalne wydaje się powołanie odrębnego resortu. – W tej kadencji Sejmu będą nowelizowane kwestie prawa budowlanego, ustawy dotyczącej zagospodarowania przestrzennego, ma powstać kodeks budowlany. Dla procesu legislacyjnego dobrze by było, gdyby te zmiany na szczeblu rządowym koordynował urzędnik w randze ministra – przekonuje Zbigniew Rynasiewicz z PO, szef komisji infrastruktury w minionej kadencji.
Tę opinię podziela wiceszef tej komisji Janusz Piechociński z PSL, który przekonuje, że nowy resort nie musi wcale oznaczać dodatkowych etatów. – To bez znaczenia, czy w resorcie infrastruktury jest trzech podsekretarzy stanu zajmujących się budownictwem, czy będzie to jeden minister budownictwa i dwóch zastępców – mówi Piechociński. To on jest wymieniany jako ewentualny kandydat na szefa resortu transportu.
Bliski współpracownik Pawlaka, wiceminister gospodarki Mieczysław Kasprzak, oznajmił wczoraj, że przy podziale resortów PSL będzie chciało objąć jakieś dodatkowe ministerstwo. – Mamy dobrych fachowców, np. od dróg – powiedział. Po reformie ministerstwo transportu ma się przede wszystkim zająć problemami kolei.