Historyk Antoni Dudek o uniewinnieniu Czesława Kiszczaka: "Moja ocena jako historyka jest diametralnie inna niż warszawskiego sądu."

"W systemie podejmowania decyzji, jaki wtedy obowiązywał, jest niezwykle mało prawdopodobne, żeby dowodzący operacją pułkownik milicji, który wcześniej - a są na to dokumenty - raportował, że ma bardzo trudną sytuację w kopalni "Wujek" i że musi użyć broni lub się wycofać, bo nie jest w stanie pokonać oporu górników, (...) podjął samodzielnie decyzję o użyciu broni. Jest wysoce prawdopodobne, że otrzymał on z Katowic zgodę na użycie broni.

Nie chce mi się wierzyć, że dowódca milicji w Katowicach, komendant wojewódzki gen. Jerzy Gruba, zdecydował się na to bez konsultacji z ministrem spraw wewnętrznych gen. Kiszczakiem. Zdawano sobie bowiem sprawę z konsekwencji takiej decyzji. Mechanizm odpowiedzialności tutaj był jasno określony. (...) Gdyby dowódca na miejscu chciał sam zdecydować o użyciu broni, to by nie dzwonił do Katowic ze swoim dylematem, tylko kazałby użyć broni. On się bał.

Nie ma dokumentu, który świadczyłby, że gen. Kiszczak lub gen. Jaruzelski się zgadzają na to, ale to oczywiste, że takich rzeczy nie dokumentowano na papierze, tylko przekazywano je ustnie drogą telefoniczną. (...)

Wykonywano rozkazy, które wydawała góra. Jeśli się nie bierze pod uwagę tego mechanizmu, tylko żąda się dokumentu, w którym Kiszczak na piśmie każe strzelać, a rzecz się dzieje w ciągu trzech godzin między Warszawą, Katowicami a terenem kopalni +Wujek+, to znaczy, że nie rozumie się mechanizmu funkcjonowania służb, jakie wtedy działały.

Z historycznego punktu widzenia ocena wydarzeń jest oczywista".