MAK - komisja zajmująca się badaniem przyczyn wypadków lotniczych na terytorium Wspólnoty Państw Niepodległych - badała katastrofę smoleńską do stycznia tego roku, na podstawie załącznika 13. Konwencji Chicagowskiej o lotnictwie cywilnym. Zamknęła swoje prace, publikując raport wskazujący na przyczyny leżące po stronie polskiej.
Polskie władze zakwestionowały dokument jako niepełny i sformułowały uwagi dotyczące pracy kontrolerów z rosyjskiego lotniska. MAK uwagi uznał w większości za nieistotne dla badania technicznych przyczyn katastrofy i potraktował jako załącznik do raportu.
Własne prace ws. katastrofy prowadzi polska komisja pod kierunkiem szefa MSWiA
Własne prace ws. katastrofy prowadzi polska komisja badania wypadków lotniczych lotnictwa państwowego pod kierunkiem szefa MSWiA Jerzego Millera. To ona - w porozumieniu z polskim akredytowanym przy MAK płk. Edmundem Klichem - sformułowała uwagi do rosyjskiego raportu, krytykowanego i przez premiera Donalda Tuska, i przez prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Polskie badania są jeszcze niezakończone. Według zapowiedzi Millera, raport będzie gotowy najwcześniej po 10 kwietnia, a możliwe, że w jeszcze dalszym terminie. "Nie polemizujemy z zarzutami postawionymi przez MAK stronie polskiej. Sami postawilibyśmy te zarzuty, to dla nas jest oczywiste" - mówił Miller, dodając, że MAK pominął te uwagi, które dotyczą pracy rosyjskich kontrolerów. Na dowód swych opinii polska komisja przedstawiła nieujawniony przez stronę rosyjską zapis rozmów rosyjskich oficerów z wieży w Smoleńsku.
Rosyjski raport liczy 210 stron. Składa się z czterech części i 17 rozdziałów. Zawiera protokoły z badań szczątków Tupolewa, rejestratorów na pokładzie samolotu i na wieży kontrolnej, analizę pracy urządzeń, rezultaty eksperymentów na symulatorach automatycznych i komputerowych, a także ocenę działań załogi Tu-154M oraz personelu wieży kontroli lotów w Smoleńsku, przeprowadzoną przez ekspertów z dziedziny psychologii, lotnictwa i kontroli ruchu powietrznego.
MAK sformułował łącznie 72 wnioski
Międzypaństwowy Komitet Lotniczy sformułował łącznie 72 wnioski dotyczące okoliczności i przyczyn katastrofy, jak również siedem rekomendacji dla cywilnych służb lotniczych, które mają pozwolić w przyszłości uniknąć takich wypadków. Znalazły się wśród nich postulaty zakazania obecności osób postronnych w kabinie pilotów i rozważenia wprowadzenia przepisu, iż wszelkie loty międzynarodowe z pasażerami powinny się odbywać zgodnie z normami konwencji o lotnictwie cywilnym (konwencji chicagowskiej).
MAK za bezpośrednią przyczynę katastrofy uznał "niepodjęcie w porę przez załogę decyzji o odejściu na lotnisko zapasowe, mimo przekazania jej niejednokrotnie i we właściwym czasie informacji o faktycznych warunkach meteorologicznych na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj, które były znacznie gorsze od minimów określonych dla tego portu lotniczego; zejście bez dostrzeżenia naziemnych punktów orientacyjnych do wysokości znacznie niższej od określonej przez kierownika lotów minimalnej wysokości odejścia na drugi krąg (100 metrów) w celu przejścia na lot wizualny, a także brak należytej reakcji i wymaganych działań przy niejednokrotnym włączaniu się systemu ostrzegania przed przeszkodami TAWS, co doprowadziło do zderzenia samolotu z przeszkodami i ziemią".
Według MAK, w kabinie był obecny dowódca Sił Powietrznych RP, gen. Andrzej Błasik, i jego obecność aż do momentu zderzenia tupolewa z ziemią wywierała dodatkową presję psychologiczną na dowódcę samolotu, kpt. Arkadiusza Protasiuka. Protesty strony polskiej wywołało podanie przez MAK informacji, że wykryto alkohol we krwi gen. Błasika. Szczegóły tej sprawy, z uwagi na ich prywatny charakter, na wniosek prawnika wdowy po gen. Błasiku, zostały usunięte ze stron MAK.
Za jeden z czynników, które sprzyjały katastrofie, MAK uznał "długotrwałe omawianie z szefem protokołu (dyplomatycznego MSZ Mariuszem Kazaną) i załogą (polskiego, lądującego wcześniej w Smoleńsku) Jak-40 informacji o faktycznej pogodzie", co - jego zdaniem - "potęgowało napięcie emocjonalne wśród załogi".
W raporcie wykluczono jako przyczyny katastrofy eksplozję, pożar lub awarię na pokładzie, a także niesprawność maszyny oraz jakość paliwa i smarów.
MAK podał, że warunki atmosferyczne w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. nie spełniały wymogów do lądowania, o czym załoga Tu-154M była informowana. W chwili katastrofy widoczność pozioma sięgała 300-500 m, była mgła, a dolna granica chmur wynosiła 40-50 m.
MAK przekazał też, że strona polska nie wykonała lotów próbnych w celu skontrolowania wyposażenia lotniska oraz zrezygnowała z usług rosyjskiego nawigatora naprowadzania (lidera).
W dokumencie napisano także, iż "w odległości 4700 m od progu pasa i na wysokości ok. 300 m na wysokościomierzu WBE-SWS (barometrycznym) dowódcy statku powietrznego ustawiono standardowe ciśnienie 760 mm, co doprowadziło do zawyżenia wskazania wysokościomierza WBE-SWS o ok. 165 m i wyłączenia sygnalizacji dźwiękowej systemu TAWS".
Według oceny MAK, gdyby załoga na faktycznej wysokości 60 m, po wypowiedzianej przez drugiego pilota komendzie "odchodzimy", podjęła zdecydowane działania, zmierzające do odejścia na drugi krąg, to najprawdopodobniej pozwoliłoby to uniknąć katastrofy.
Wśród błędów popełnionych przez załogę komitet lotniczy wymienia też m.in. spóźnienie z rozpoczęciem zniżania po ścieżce schodzenia mimo przekazania przez kontrolera informacji o osiągnięciu jej punktu początkowego oraz zbyt dużą prędkość zniżania (300 km/h przy właściwej - 265 km/h).
MAK poinformował, że dowódca statku powietrznego miał ponad 5-miesięczną przerwę w wykonywaniu podejść do lądowania na Tu-154M w trudnych warunkach meteorologicznych. Z kolei nawigator przez poprzednie 2,5 miesiąca nie latał stale na Tu-154M.
Międzypaństwowy Komitet Lotniczy przekazał, że załoga nie dysponowała przed wylotem z Warszawy aktualnymi danymi aeronawigacyjnymi lotniska docelowego w Smoleńsku i zapasowego - w Witebsku.
Premier Donald Tusk uznał raport za niekompletny. Zadeklarował, że część odpowiedzialności za przyczyny katastrofy Polska weźmie na siebie. Podkreślił jednak, że i druga strona powinna mieć "odwagę i gotowość do pokazania całości obrazu". Prezydent Bronisław Komorowski ocenił zaś, że raport "jest za co krytykować - za jednostronność, za (...) unikanie odpowiedzi na najtrudniejsze pytania - także o to, czy nie było współudziału w braku decyzji o uniemożliwieniu lądowania samolotu polskiego w Smoleńsku".
Klich: raport MAK nie uwzględnia zasadniczych uwag strony polskiej
Minister obrony Bogdan Klich mówił, że raport nie uwzględnia zasadniczych uwag strony polskiej do raportu. Do błędów merytorycznych zaliczył podanie zaniżonych nalotów członków załogi Tu-154. Podkreślił też, że nie jest zgodne z prawdą twierdzenie, że kpt. Protasiuk miał ponadpięciomiesięczną przerwę w wykonywaniu podejść do lądowania w trudnych warunkach.
W opinii szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego, dokument jest "bezczelnym kłamstwem w stylu ZSRR". Jak dodał wszystko wskazuje na to, że bezpośrednią odpowiedzialność za katastrofę smoleńską ponoszą "w gruncie rzeczy wyłącznie Rosjanie". Według niego, to Moskwa, wbrew stanowisku kontrolerów w Smoleńsku, podjęła decyzję o sprowadzaniu Tu-154M na ziemię.
Szef parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej Antoni Macierewicz (PiS) ocenił, że wszystkie podstawowe tezy raportu MAK są fałszywe i nie wskazuje on ani jednej prawdziwej przyczyny katastrofy smoleńskiej. Według niego od końca kwietnia polski rząd dysponował pełnym materiałem dowodowym pokazującym, jak "na rozkaz centrali moskiewskiej" samolot Tu-154M był "naprowadzany na śmierć, a mimo to (rząd) milczał".
Po opublikowaniu raportu klub PiS złożył w Sejmie wniosek o wotum nieufności wobec Bogdana Klicha, który nie uzyskał większości. W reakcji na publikację raportu do sejmowej komisji ustawodawczej złożono też dwa projekty uchwały Sejmu ws. katastrofy smoleńskiej - autorstwa PiS i SLD. Komisja opowiedziała się jednak przeciwko obu, a marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna poinformował, że wszystko wskazuje na to, iż nie będą one przedmiotem głosowania.
Po opublikowaniu raportu MAK część rodzin ofiar oznajmiła, że nie wyobraża sobie udziału we wspólnych polsko-rosyjskich obchodach rocznicy wypadku.