Strzały na ulicach, uzbrojeni ludzie, pozamykane sklepy, banki, puste bankomaty i wszechogarniający strach - tak o sytuacji Kairze opowiadali w czwartek Polacy, którzy wieczorem wrócili stamtąd do Warszawy.

Samolot PLL LOT z około 40 osobami na pokładzie wylądował na warszawskim lotnisku Chopina ok. godz. 17. Większość pasażerów to Polacy.

"Od wczoraj Kair jest bardzo niebezpiecznym miejscem. Zwolennicy prezydenta Mubaraka wylegli na ulice, są uzbrojeni. To nie jest już trwająca od kilku dni pokojowa manifestacja. Na ulicach jest krew, wielu rannych. Tamtejsza telewizja informowała rano o wielu zabitych" - powiedziała PAP pani Maria, która wraz z dzieckiem wróciła do Polski. W Kairze został jej mąż.

"Mąż pilnuje naszego domu. Chcemy tam wrócić, jak się sytuacja uspokoi, ale teraz to nie jest bezpieczne miasto" - dodała.

"To nie jest teraz miasto dla turystów"

Mohamed, który urodził się w Kairze, powiedział, że to nie jest teraz miasto dla turystów. "W Polsce mam rodzinę, tam prowadzę biznes, moi bliscy kupili mi wczoraj bilet. To nie jest Kair, jaki znam. To miasto cierpi i ulega zniszczeniu. Moi bracia zaczynają walczyć przeciwko sobie" - ubolewał Mohamed.

Pan Henryk opowiada, że w drodze na lotnisko widział bandy ludzi grasujących z maczetami. "Czołgi, uzbrojeni ludzie, zniszczone witryny w sklepach - to smutny widok" - mówi.

"Niech nikt tam teraz nie jedzie, Kair naprawdę jest niebezpiecznym miejscem"

Piotr i jego amerykańska żona opuścili Kair, gdyż ambasada USA nakazała natychmiastowy wyjazd swoim obywatelom.

"Mieszkaliśmy z żoną niedaleko centrum. Od kilku dnia na plac, na którym spotykali się zwolennicy obalenia prezydenta, przychodziły kobiety, dzieci. Byliśmy tam z żoną kilka razy. Wszystko było pokojowe. Do wczoraj, kiedy to na ulicach pojawili się uzbrojeni zwolennicy Mubaraka. Oni są opłacani przez rząd. Niektórzy z nich biegają ze zdjęciami Mubaraka, całują je i wykrzykują, jaki on jest wspaniały" - opowiada Piotr.

Jego żona Nadia dodaje, że turyści nie mogą się tam czuć bezpieczni. "Niech nikt tam teraz nie jedzie, Kair naprawdę jest niebezpiecznym miejscem. Ale nie tylko turyści mają prawo się bać, atakowani są również zagraniczni dziennikarze" - mówi.



"Wszystko jest pozamykane, nie ma co zwiedzać"

"Wszystko jest pozamykane, nie ma co zwiedzać. Banki są pozamykane, bankomaty są puste. Nawet, jeśli masz jakieś pieniądze to i tak nie możesz kupić jedzenia, gdyż kairczycy go nie sprzedają. Chaos." - powiedział Piotr. Nie miał kłopotu z kupieniem biletu do Polski, ale problemy były z uzyskaniem jakichkolwiek informacji w polskiej ambasadzie w Kairze. "Ludzie w samolocie opowiadali, że próbowali się dodzwonić do naszej ambasady, ale proszono ich, aby dzwonili do Polski. Sam dzwoniłem i dodzwoniłem się na automat - powiedział. - Chcemy tam wrócić, musimy, gdyż ktoś będzie musiał odbudować to miasto.

Polskie MSZ stanowczo radzi turystom przebywającym w Egipcie, by skorzystali z możliwości wcześniejszego powrotu do kraju; zdecydowanie odradza podróże do Egiptu i apeluje do dziennikarzy i turystów znajdujących się w tym kraju, by unikali demonstracji i przebywania w centrum Kairu.

Według Polskiej Izby Turystyki w Egipcie przebywa 4-4,2 tys. polskich turystów. W czwartek i piątek do kraju wróci ok. 2,5 tys. osób.

Zwolennicy i przeciwnicy Mubaraka po raz kolejny starli się w centrum Kairu

Zwolennicy i przeciwnicy prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka po raz kolejny starli się w czwartek w centrum Kairu. Opozycja odrzuca rozmowy z rządem, domagając się, by najpierw ustąpił prezydent.

W czwartek rano wojsko po raz pierwszy od wybuchu zamieszek w ubiegłym tygodniu podjęło zdecydowane działania, by powstrzymać przemoc. Utworzono 80-metrową strefę buforową oddzielającą wrogie obozy wokół placu Tahrir, gdzie znajdują się przeciwnicy Mubaraka.

Mimo to w pewnym momencie zwolennicy Mubaraka przerwali kordon wojska i ponownie doszło do starć - obie strony zaczęły się obrzucać kamieniami. Żołnierze przy wsparciu czołgów odparli zwolenników Mubaraka, ale później w ciągu dnia poinformowano, że na placu Tahrir i w jego okolicach rozległy się strzały.

Po zmierzchu na placu znowu doszło do starć. Bandy zwolenników prezydenta zaatakowały również zagranicznych dziennikarzy. W całej stolicy Egiptu dochodzi do plądrowania i podpaleń, słychać strzały z broni palnej.