Kolejne kłopoty przeżywa portal WikiLeaks słynący z ujawniania tajnych dokumentów. Zdaniem założycieli portalu amerykańskie służby specjalne blokują ich rachunki bankowe.
Jak ujawnił w piątek brytyjski dziennik „The Guardian”, Moneybookers – zarejestrowana w Londynie i kontrolowana przez inwestorów z Bahrajnu firma umożliwiająca transfery pieniężne przez internet i płatności online – zrezygnowała z obsługiwania portalu WikiLeaks. Moneybookers zerwał współpracę, po tym jak władze Australii i USA wpisały spółkę na czarną listę, choć początkowo firma powoływała się na toczące się rzekomo postępowania w sprawie prania brudnych pieniędzy przez serwis.
Choć jeden z menedżerów Moneybookers Daniel Stromberg przyznał w e-mailu do szefa portalu WikiLeaks Juliana Assange’a, że zerwanie współpracy jest efektem nacisków Waszyngtonu i Canberry, oficjalnie firma odrzuca podobne sugestie. – Władze żadnego państwa nigdy nie prosiły nas, nie śledziły ani nie prowadziły z nami korespondencji w sprawie tego byłego klienta – twierdzą PR-owcy Moneybookers.
Decyzja zapadła jednak 13 sierpnia, zaledwie kilka dni po tym, jak Pentagon w ostrym tonie skrytykował portal internetowy i Assange’a za ujawnienie 77 tys. stron dokumentów na temat wojny w Afganistanie. Amerykańskie władze chcą zmusić portal do usunięcia tajnych materiałów z serwisu, a atak na finanse WikiLeaks ma go zmusić do ustępstw.
To nie pierwsze problemy WikiLeaks. Portal i jego pochodzący z Australii założyciel są na celowniku zachodnich służb co najmniej od lipca tego roku, gdy ujawniono słynny „Dziennik wojny afgańskiej”. Poza dokumentami świadczącymi o zbrodniach popełnianych przez wojska koalicji na cywilach znalazły się w nim także nazwiska współpracujących z NATO Afgańczyków. Jak przyznawał potem rzecznik talibów Zabibullah Mudżahid, fundamentaliści islamscy uważnie przeglądają opublikowane dokumenty, szukając w nich kolaborantów.
– Stanowczo potępiamy ujawnianie tajnych informacji, które narażają na niebezpieczeństwo życie Amerykanów i naszych partnerów oraz zagrażają naszemu bezpieczeństwu narodowemu – mówił doradca Białego Domu Ben Rhodes. Portal jest solą w oku nie tylko Pentagonu. Serwis jest blokowany w Chinach i Tajlandii, zaś Australia zamierza wpisać go na czarną listę stron WWW niedostępnych dla krajowych internautów.
Właściciel WikiLeaks skarży się też, że on i jego najbliżsi współpracownicy są śledzeni przez służby specjalne wielu europejskich krajów. Z kolei w sierpniu szwedzka prokuratura wszczęła przeciwko Assange’owi śledztwo w sprawie gwałtu i molestowania seksualnego, którego miał się on dopuścić po jednym z seminariów naukowych.
Dla jednych bojownik o wolność słowa i „pierwszy dysydent Zachodu”, dla innych niebezpieczny szarlatan, wystawiający na szwank bezpieczeństwo USA i Europy, Julian Assange przeszedł długą drogę, odkąd w grudniu 2006 r. ujawnił pierwszy dokument – podpisany przez lidera somalijskich islamistów Sheekha Xasana Daahira Aweysa nakaz zabicia jednego z lokalnych gubernatorów. Do chwili obecnej portal ujawnił ponad 1,2 mln dokumentów. Od 30 września strona WikiLeaks.org jest nieaktywna. Oficjalnie – ze względu na konserwację systemu.