Premier Donald Tusk powiedział w wywiadzie dla portalu onet.pl., że po następnych wyborach parlamentarnych nie można wykluczać scenariusza koalicji rządowej z SLD, jeśli - jak podkreślił - obywatele swoimi głosami wskażą takie rozwiązanie.

"Dzisiaj nie myślę z entuzjazmem o SLD, ale też nie odbijam się, jak (Jarosław) Kaczyński, od jednej ściany do drugiej, od entuzjazmu do nienawiści. Mamy różne życiorysy, wiele decyzji i zachowań budziło moje wątpliwości, ale też nie wykluczam kogokolwiek ze wspólnoty narodowej" - powiedział premier.

Jak dodał, "o prawdziwym końcu wojny polsko-polskiej decydują wyborcy i jest to wystarczające uzasadnienie, żeby rozmawiać o współpracy z SLD". Dopytywany, czy stanowisko wicepremiera dla szefa SLD Grzegorza Napieralskiego w przyszłej ewentualnej koalicji rządowej jest prawdopodobne, Tusk odpowiedział "trudno powiedzieć".

Na pytanie, czy w kolejnym rozdaniu parlamentarnym chciałby "wymienić" PSL na SLD, Tusk odpowiedział, że wicepremier, szef PSL "Waldemar Pawlak nie ma łatwej sytuacji, szczególnie wewnątrz PSL, bo widać, że tam jest lekki ferment". "Różnię się poglądami i temperamentem z prezesem PSL, ale premier Pawlak naprawdę okazał się lojalnym i dobrym partnerem w tej koalicji" - podkreślił Tusk.

Z kolei na pytanie, czy chciałby w przyszłości "koalicyjnego trójkąta PO-PSL-SLD", premier zaznaczył, że tu pojawia się pytanie, czy jego propozycje zmian konstytucyjnych znajdą akceptację u posłów PSL i lewicy. "Przypomnę, że zmiany, które ja proponowałem, dotyczą spraw zasadniczych, takich jak: likwidacja lub radykalne zmniejszenie składu Senatu, liczby posłów, okręgów jednomandatowych" - mówił premier.

"Nadzieja, że po następnych wyborach nie będą potrzebne rządy koalicyjne"

Podkreślił jednak, że przez półtora roku, które zostało do końca obecnej kadencji parlamentarnej, będzie chciał wciąż wykazywać, że - jak powiedział - "nasze rządzenie ma sens". "Proszę nie odbierać mi nadziei, że po następnych wyborach nie będą potrzebne rządy koalicyjne" - dodał.

Na pytanie, czy gdyby jednak wynik PO w przyszłych wyborach parlamentarnych nie pozwalał tej partii na samodzielne rządzenie, i nawet z PSL i SLD nie udałoby się stworzyć większości, wyobraża sobie jeszcze PO-PiS, Tusk odpowiedział, że "PO-PiS jest scenariuszem najmniej prawdopodobnym".



Premier był też pytany, jak chce zdobyć poparcie lewicy w II turze dla kandydata PO na prezydenta Bronisława Komorowskiego.

"Dla mnie najważniejsze jest, żeby zdementować podszyte insynuacją i kłamstwem informacje, które są ważne dla części tego elektoratu. Kiedy pojawia się plotka wypuszczona przez PiS, że będziemy odbierali przywileje emerytalne mundurowym, to dla mnie bardzo ważne jest, żeby dotrzeć z informacją do opinii publicznej, że nikt nie straci ani złotówki, kto nabył takie prawa i pracuje w wojsku, straży lub w policji" - mówił Tusk.

Jak dodał, "wie też, jak bardzo wrażliwi są wyborcy, gdy podnoszony bywa temat służby zdrowia". "Skutecznie dotrzemy więc do nich z informacją, że ukrytą i dziką prywatyzację szpitali zamierzał przeprowadzić PiS i jest to czarno na białym zapisane w ich projektach ustaw. Ich plan zakładał radykalne podwyższenie składki i likwidację nawet 200 szpitali w Polsce" - powiedział premier.

Ale - stwierdził Tusk - "najważniejszą rzeczą jest przypomnieć wyborcom lewicy, że (Jarosław) Kaczyński jest gotów przebrać się za Che Guevarę by zdobyć władzę, ale jego lojalność wobec wyborców jest jednodniowa, tak jak to było w przypadku Samoobrony i LPR".

Na pytanie, czy po wyborach możemy spodziewać się rekonstrukcji rządu, premier odpowiedział, że "jeśli będzie taka potrzeba - tak, ale nie ma takiego planu politycznego". Dopytywany, czy Bogdan Klich "może być spokojny o swoją posadę", Tusk odpowiedział, że szef MON "może czuć się bezpieczny, ale jeśli okazałoby się, że dochodzenie w sprawie katastrofy smoleńskiej wykaże jakieś błędy, to minister obrony narodowej nie powinien już wtedy czuć się bezpieczny". "Ale na razie nie mam powodów tak sądzić" - powiedział premier.