Które momenty kampanii wyborczej wspomina pan najgorzej? Może ten, kiedy Stanisław Tymiński cieszył się nieoczekiwanie wysokim poparciem i to on, a nie Mazowiecki, miał być pana rywalem w drugiej turze?

Ani kampania, ani walka wyborcza i ogłaszanie wyników w ogóle nie były dla mnie trudne. We mnie kompletnie nie było rozedrganych emocji wynikających z kampanii. Dlatego że ja nie walczyłem o stołek. Chciałem realizować swoje założenie. Byłem w zupełnie innej niż dzisiejsi kandydaci sytuacji. W pierwszych wyborach nawet nie chciałem startować, ale musiałem. Bo gdybym tego nie zrobił, wtedy za pięć lat sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Generał Jaruzelski jeszcze pięć lat byłby prezydentem, a Mazowiecki tylko realizowałby ustalenia. W tej sytuacji musiałem działać wbrew swojemu sumieniu i bez niepotrzebnych emocji realizować cele wspólne.

Wtedy pierwsza kampania była bardzo agresywna.
Tak, ale to wynikało z konkretnych rzeczy. Mazowiecki i jego ekipa zaczęli robić swoje. Do tej pory wykonywali moje zalecenia, a teraz nagle zaczęli się wyłamywać. Uważałem, że istniejącego układu nie możemy dłużej utrzymać.
A jak przyjął pan moment ogłoszenia wyników? Bał się pan?
Nijak się czułem. Nie czekałem na ogłoszenie wyników, tylko położyłem się spać. Stwierdziłem: tego chcę i to będę realizował i koniec. Miałem swoją koncepcję i uważałem, że ludzie albo pójdą za mną, albo nie. To była zupełnie inna, rewolucyjna, wodzowska koncepcja. Kompletnie nie pasowała do tamtych czasów.
Jakie emocje towarzyszyły panu podczas drugich wyborów, gdy ścierał się pan z Aleksandrem Kwaśniewskim?
Tu nastąpiła wielka pomyłka. Byłem przekonany, że naród, widząc moją ciężką pracę, posłucha mnie. Ale przyjaciele i nieprzyjaciele zrobili swoje. Poza tym reformy bolały. Na dodatek przeciwnicy nie spali i zniechęcili do mnie społeczeństwo. To nie było przyjemne doświadczenie.
*Lech Wałęsa wygrał wybory prezydenckie w 1990 roku w II turze i przegrał pięć lat później

MARLENA MISTRZAK