Rozmowa z Markiem Jurkiem, kandydatem Prawicy Rzeczpospolitej na prezydenta - Ma pan 100 tysięcy podpisów, zostanie pan kandydatem?



Mamy już 100 tysięcy, ale apeluję do kolegów, by akcję prowadzić do końca. Bo Państwowa Komisja Wyborcza sugeruje, by mieć nawet dwudziestopięcioprocentową nadwyżkę na wypadek błędów.
Sondaże praktycznie nie dają panu szans na prezydenturę. O co pan walczy?
To obiegowa opinia, uważam, że dziennikarze powinni być rzecznikami aktywności publicznej, szczególnie dzisiaj, a nie traktowania państwa jako okazji do zajmowania stanowisk. Podobnie jak większość liczących się kandydatów startuję, by reprezentować poglądy tych wyborców, którzy mnie popierają.
A co to znaczy konkretnie?
Kandyduję, by zmienić politykę państwa w kilku zasadniczych sprawach. Chodzi o to, by w centrum zainteresowania państwa były prawa rodziny, przede wszystkim, by doprowadzić do obniżenia podatków dla rodzin wychowujących dzieci. Trzeba zmienić politykę europejską, by Polska w Unii nie tylko protestowała czy się zgadzała, ale żeby aktywnie współkształtowała politykę unijną. Chodzi zarówno o solidarność środkowoeuropejską, jak również kształtowanie chrześcijańskiej opinii w Europie.
A sprawy gospodarcze?
Będą bronił złotego, bo uważam, że to fundament konkurencyjności naszej gospodarki. Coraz więcej kandydatów będzie wstrzemięźliwych w sprawie euro, a ja otwarcie mówię, że nie powinniśmy się pozbywać naszej narodowej waluty. Trzeba też przywrócić odpowiedzialność w życiu publicznym, a to nie będzie możliwe bez wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych i zlikwidowania obecnego systemu finansowania partyjnych central z budżetu.
Takie postulaty mają szanse na przebicie się w tej kampanii?
Ja na to pracuję, na tym polega kampania. Moje szanse będą tym większe, im bardziej będziemy chcieli zapobiec zdominowaniu polskiej polityki przez konflikt rządu i opozycji. Chodzi o prezydenta, który z jednej strony będzie rzecznikiem spraw najważniejszych, ale jednocześnie będzie arbitrem w sprawach spornych, wymagających porozumienia rządu i opozycji. Jeśli Polacy będą chcieli prezydenta ponadpartyjnego – rosną moje szanse.
Takich kandydatów aspirujących do roli ponadpartyjnego arbitra jest więcej: Andrzej Olechowski, Waldemar Pawlak.
Pawlak czy Napieralski to liderzy partii. Taką wizję roli prezydenta jak ja faktycznie ma jeszcze tylko Andrzej Olechowski.
Prezydent wszystkich Polaków to nie jest utopia?
Nie chodzi o reprezentowanie poglądów wszystkich Polaków, ale reprezentowanie polskiej racji stanu i zachęcanie wszystkich do myślenia w jej kategoriach, także rządu i opozycji. Rolą prezydenta może być nakłanianie ich do rozmowy. Partyjny prezydent traci możliwości, jakie daje mu konstytucja.
Nie ma nacisków ze strony PiS, by zrezygnował pan na korzyść Jarosława Kaczyńskiego?
Taka presja to rzecz charakterystyczna raczej dla zwolenników PiS, oni chcieliby potraktować wybory prezydenckie jako wielkie wspólnotowe przeżycie. Ale liderzy PiS zdają sobie sprawę, że żaden kandydat na prawo od centrum nie jest w stanie w pojedynkę wygrać wyborów z Bronisławem Komorowskim. Dlatego nasze kampanie powinny się uzupełniać.
Przekaże pan swoje poparcie Jarosławowi Kaczyńskiemu w drugiej turze?
Na razie jesteśmy w pierwszej. Poza tym nie jestem właścicielem głosów tych, którzy mnie popierają. Ale wobec Jarosława Kaczyńskiego będę prowadził lojalną kampanię, pokazującą różnice i zbieżności. I na to samo liczę z jego strony.