Roman Polański napisał w liście otwartym, że jest "zaskoczony liczbą dowodów sympatii i poparcia", jakie wciąż otrzymuje. List Polańskiego otrzymała w niedzielę agencja AFP od jednego z przyjaciół reżysera.

Polański został zatrzymany 26 września na lotnisku w Zurychu na podstawie wydanego w 2005 roku międzynarodowego nakazu aresztowania. Wymiar sprawiedliwości USA zarzuca reżyserowi, że w roku 1977 w willi aktora Jacka Nicholsona w Hollywood uwiódł 13-letnią wówczas Samanthę Gailey, a następnie w obawie przed karą uciekł ze Stanów Zjednoczonych.

Szwajcarski wymiar sprawiedliwości jeszcze nie zakończył rozpatrywania legalności amerykańskiego wniosku o wydanie Polańskiego. Zgodził się jednak na przeniesienie reżysera z aresztu ekstradycyjnego do aresztu domowego w alpejskim kurorcie Gstaad, co nastąpiło 4 grudnia, po wpłaceniu żądanej kaucji w wysokości 4,5 mln franków szwajcarskich.

Opublikowany w niedzielę list jest pierwszym publicznym wystąpieniem Polańskiego od czasu zatrzymania go w Szwajcarii.

"Wyrazy sympatii przychodzą z całego świata"

"Sam jestem poruszony liczbą dowodów sympatii i poparcia, jakie otrzymałem w wiezieniu w Winterthur i które nadal napływają i tu, do Gstaad, gdzie spędzam święta z moją żoną i dziećmi" - napisał Polański w liście adresowanym do francuskiego filozofa, pisarza i reżysera Bernarda-Henri Levy'ego.

Zauważając, że te wyrazy sympatii przychodzą z "całego świata", Polański wyznał, że co rano w celi, otrzymując je, słyszał "gwar głosów ludzkich i solidarności". "Każde ich słowo w najczarniejszych dla mnie momentach, jak i jest teraz, w obecnej sytuacji, niosło i niesie pociechę i daje nadzieję" - dodał.

Wyjaśniając, że chciałby "wszystkim odpowiedzieć", co jednak, jak ocenił, nie jest możliwe, ponieważ jest ich tak dużo, Polański upoważnił swojego przyjaciela do "rozpowszechnienia tych kilku linijek".