Sąd Najwyższy uchylił wyrok w głośnej "aferze skórzanej", w której zapadł pierwszy w PRL wyrok skazujący na karę śmierci w sprawach gospodarczych, zamieniony później na dożywocie. Kasację w tej sprawie złożył Rzecznik Praw Obywatelskich.

Według pięcioosobowego składu SN doszło do wielu nadużyć w toku tego postępowania. SN umorzył jednocześnie całą sprawę z powodu przedawnienia i śmierci skazanych, uznając jednocześnie, że popełnili oni przestępstwo.

W sprawie oskarżonych zostało 16 osób na czele z dyrektorem spółdzielni "Przyszłość" w Radomiu, która w latach pięćdziesiątych przez 10 lat zajmowała się garbowaniem skór. "Zajmowali się garbowaniem skór, które kupowali na wsi poza przydziałem, następnie przewozili do Radomia. Z dobrze wygarbowanej skóry mogło być pięć metrów, a mogło i siedem. Oni nadwyżki zabierali i sprzedawali" - powiedziała PAP Ewa Dedo - córka skazanego na karę śmierci Bolesława Dedo.

W 1960 roku dyrektor spółdzielni Bolesław Dedo został skazany na karę śmierci; dwóch oskarżonych skazano na dożywocie, a resztę na kary od 5 do 15 lat więzienia, kary grzywny od 100 do 300 tys. zł, utratę praw publicznych od 3 do 10 lat. Dedo przesiedział 88 dni w celi śmierci, po czym Rada Państwa w 1969 roku zmieniła mu karę śmierci na dożywocie. Poźniej wyrok został zmieniony na 25 lat więzienia. Dedo wyszedł na wolność po 17,5 roku.

Kuroń pisał, że "afera skórzana rozegrała się w garbarniach, które - co podkreślała również prasa - były uważane za najlepsze w całym przemyśle"

Z tego czasu wspominał go w swojej autobiografii Jacek Kuroń. "Pierwszy i zarazem najpoważniejszy aferzysta, z którym siedziałem, to Dedo, dyrektor dużego kompleksu garbarni w Radomiu, skazany za nadużycia gospodarcze na karę śmierci, dopiero Rada Państwa zmieniła mu wyrok na dożywocie. Starszy, dystyngowany pan, chorobliwie uczciwy. Mówił niewiele, powściągliwie, o sprawie bardzo niechętnie" - wspomina Kuroń.

Kuroń pisał, że "afera skórzana rozegrała się w garbarniach, które - co podkreślała również prasa - były uważane za najlepsze w całym przemyśle". "Rok po roku uzyskiwały przechodni sztandar pracy. Plan wykonywały w około 120 procentach, zaś zupełnie niezależnie od tego - produkowały prywatnie" - pisze Kuroń. Przypomina, że "kupowano więcej surowych skór, nie uwzględniając ich w dokumentach, a ta nadwyżka przechodziła przez całą produkcję i jako nadwyżka wyrobów gotowych była sprzedawana".

Zaznacza, że "całość pieniędzy szła w ręce kierownictwa afery, które je rozdzielało wśród uczestników. Za surowe skóry i robociznę oczywiście płacili". "Nadużycie więc polegało na tym, że nie płacili amortyzacji i podatków. Ale nie za to oczywiście ich ukarano. Przestępstwem było to, że dokonali prywatyzacji środków produkcji" - pisze Kuroń.

Inni skazani spędzili w więzieniach od kilku do 17,5 roku.

Jedyny wykonany w PRL wyrok śmierci za przestępstwa gospodarcze zapadł w 1966 roku

Kasację do Sądu Najwyższego wniósł RPO, domagając się uchylenia zaskarżonego wyroku, gdyż sąd w Radomiu, który w 1960 roku rozpatrywał całą sprawę, procedował w trybie doraźnym, a nie w trybie zwykłym. W ocenie RPO nie dawało to oskarżonym pełnych możliwości obrony. O uchylenie zaskarżonego wyroku wnosił także w trakcie rozprawy przed SN prokurator.

SN uchylając wyrok i umarzając postępowanie zaznaczył, że sprawa była szczególnie zawiła i nie powinna być rozpatrywana w trybie doraźnym. Zaznaczył jednak, że umarza postępowanie ze względu na przedawnienie karalności i śmierć oskarżonych. Nie uniewinnia ich jednak, gdyż "popełnili czyn zabroniony prawem".

Jedyny wykonany w PRL wyrok śmierci za przestępstwa gospodarcze zapadł w 1966 roku. Na karę śmierci skazano dyrektora Warszawskich Zakładów Mięsnych Stanisława Wawrzeckiego. IPN uznaje to za "mord sądowy", a wyrok wydano faktycznie na najwyższych szczeblach władzy - nalegać miał na to szef PZPR Władysław Gomułka. Rada Państwa PRL nie skorzystała z prawa łaski, o co zwrócili się obrońcy. Wawrzeckiego powieszono.

Pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej oskarżył już prokuratora Feliksa W. - oskarżającego w tym procesie o przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków. Feliks W. domagał się kary śmierci dla trzech oskarżonych. Według IPN było to przejawem "rażąco nieadekwatnej represji w ramach dyrektyw sądowego wymiaru kary dla osiągnięcia celów propagandowych i politycznych, w sytuacji, gdy zawiłość i okoliczności sprawy nie tworzyły przesłanek do rozpoznania sprawy w tym trybie".