Włoski urząd skarbowy nierychliwy, ale pamiętliwy. Niedawno fiskus starał się ściągnąć należności z Diego Maradony, teraz przypomniał sobie o trenerze Barcelony Josepie Guardioli, który podobno jest winny milion euro niezapłaconych podatków.
Suma pochodzi z okresu, gdy Hiszpan grał we włoskiej Brescii (2001 – 2003). Guardiola dowiedział się o długu w dziwnych okolicznościach – w dniu ostatniego meczu Ligi Mistrzów z Interem, w hotelu, od dwóch urzędników podatkowych. Nie przyjął tego najlepiej. Był oszołomiony nie tylko ogromną sumą, ale i sposobem działania fiskusa. – Nie rozumiem, dlaczego nie zostałem poinformowany w inny sposób, na przykład przez ambasadę – miał powiedzieć.
38-letni szkoleniowiec natychmiast oddał sprawę w ręce swoich adwokatów oraz skontaktował się z byłym prezesem Brescii Luigim Corionim, który obiecał szybko wszystko wyjaśnić. We Włoszech to kluby biorą na siebie płacenie podatków od pensji dla piłkarzy, więc Guardiola tym bardziej był zdezorientowany całą sytuacją.
Hiszpańskie media od razu podchwyciły temat i przypomniały, że to nie pierwsze problemy wychowanka Barcelony w Italii. Kilka lat temu został zdyskwalifikowany na cztery miesiące i musiał zapłacić 2 tys. euro kary za to, że w jego krwi znaleziono niedozwoloną substancję. „Włosi nie dają spokojnie żyć Guardioli” – podsumowała hiszpańska „Marca”. A znając włoską skarbówkę, trener Barcy jeszcze się z nią trochę pomęczy.
W Italii urzędnicy wnikliwie przyglądają się zarobkom najbogatszych (czyli również trenerów i piłkarzy Serie A). A ponieważ bogaci płacą tam prawie 50-procentowy podatek, podejrzeń jest sporo. W kwietniu policja podatkowa przesłuchała żonę oraz dwóch synów selekcjonera reprezentacji Anglii Fabio Capello. Sprawa dotyczyła milionów euro, jakie szkoleniowiec zarobił w latach 1999 – 2004 w Romie. Z kolei w sierpniu urzędnicy skarbówki przesłuchali członków rodziny Agnellich, właścicieli Juventusu Turyn.
Śledztwa dotyczą nie tylko niejasności w futbolu. Urzędnicy prześwietlili również zarobki m.in. motocyklisty Valentino Rossiego, który miał nie zadeklarować w swoim rozliczeniu 60 mln euro zarobionych w latach 2000 – 2004. We Włoszech generalnie co miesiąc wybucha jakaś afera związana z fiskusem. Od płacenia bardzo wysokich podatków starają się uchylać niemal wszyscy – politycy, projektanci mody, a nawet biskupi. Piłkarze i trenerzy nie są więc wyjątkiem.
Wielu z nich wyjeżdża z kraju m.in. przez podatki. Guardioli też one przeszkadzały. Wolał płacić mniej w Hiszpanii. Mimo to trener Barcy wciąż jest zżyty z włoskim światem sportu, chociażby poprzez przynoszący mu szczęście rytuał. Przed każdym meczem wyjazdowym wymaga od swojego współpracownika Manuela Estiarte’a – i tylko od niego – aby na pierwszym miejscu w samolocie leżał zawsze numer „La Gazzetta dello Sport”, niezależnie od tego, gdzie jego drużyna się wybiera. Podobno przed wylotem na spotkanie z Interem Estiarte miał problemy ze znalezieniem ostatniego numeru dziennika i szukając go w wielkim popłochu, opóźniał start samolotu. Spadł mu kamień z serca, gdy gazeta wreszcie się znalazła. A Barcelona ostatecznie z Interem nie przegrała.