Potępienie przez prezydenta Kaczyńskiego polskiej aneksji Zaolzia w 1938 roku było - zdaniem dyrektora Muzeum II Wojny Światowej Pawła Machcewicza - jednym z najważniejszych elementów wtorkowych uroczystości na Westerplatte.

"To było bardzo wspaniałomyślne i mądre. Pokazywało, że Polacy nie uciekają od odpowiedzialności za własne błędy i oczekują tego od innych. Wypowiedź premiera Putina nie była równie szlachetna i wspaniałomyślna" - ocenił Machcewicz.

Historyk przyznał, że nie przypomina sobie, żeby któryś z polskich polityków aż tak wyraziście potępił aneksję przez Polskę Zaolzia w 1938 roku. "Na pewno takie słowa nie padły w przemówieniu na forum międzynarodowym, w wystąpieniu o tak wysokiej randze jak wypowiedź Lecha Kaczyńskiego na Westerplatte. W tym sensie był to jeden z najważniejszych elementów dzisiejszej uroczystości. Prezydent Kaczyński potrafił pokazać, że my, Polacy, nie próbujemy za wszelką cenę unikać odpowiedzialności za nasze błędy. To było bardzo wspaniałomyślne i mądre. Te słowa to była jakby ręka wyciągnięta w kierunku Rosjan, żeby oni ze swojej strony też uznali swoją odpowiedzialność za błędy i zbrodnie. Nie można jednak powiedzieć, żeby prezydent Polski spotkał się tutaj z wzajemnością ze strony premiera Putina" - powiedział Machcewicz.

Zdaniem historyka, wypowiedź Władimira Putina na Westerplatte była krokiem w tył, w stosunku do tego, co napisał w liście do Polaków opublikowanym w "Gazecie Wyborczej". "Przemówienie Putina nie było żadnym przełomem, zabrakło w nim odniesienia do najbardziej zaognionych kwestii wspólnej historii, np. Katynia. W tym sensie nie spełniło ono oczekiwań Polaków. Z drugiej strony - nie było też w tym wystąpieniu oskarżeń pod adresem Polski. Wypowiedź premiera Putina była niezwykle stonowana. Ten, kto oczekiwał ze strony rosyjskiej jakiegoś gestu pod adresem polskiej wrażliwości historycznej, rozczarował się, ale też nie było też słów, które mogłyby Polaków jątrzyć" - mówił historyk.

Machcewicz przyznał, że słuchając Putina miał wrażenie pewnego niedosytu, sądził, że poniedziałkowy tekst opublikowany w "GW" okaże się punktem wyjścia do nieco dalej idącej mowy w przyznawaniu się do win. "Jeżeli jednak za punkt odniesienia przemówienia Putina uznamy mającą ostatnio miejsce w rosyjskiej prasie kampanię oskarżeń wobec Polski, to przemówienie rosyjskiego premiera na Westerplatte należy uznać za spokojne i bardzo wyważone" - mówił Machcewicz.

Historyk dużo lepiej ocenia wystąpienie Angeli Merkel. "Wyraźnie po raz kolejny podkreślona została niemiecka wina za wojnę, za zbrodnie, wśród wymienionych różnych kategorii ofiar byli zarówno Polacy jak i Żydzi. Ważna też, zwłaszcza w kontekście działań niemieckiego Związku Wypędzonych, jest deklaracja Merkel, że dyskurs o wypędzeniach, który toczy się w Niemczech, nigdy nie doprowadzi do rewizji prawdy o II wojnie światowej, o tym, kto odpowiada za jej wywołanie i za zbrodnie wówczas popełnione" - dodał historyk.