Premier Donald Tusk obiecał pomoc pracownikom zakładów mięsnych JBB w Łysych (mazowieckie), które spłonęły w ubiegły poniedziałek. "Przygniatająca część tych, którzy tracą pracę w zakładach JBB może liczyć - na różnych etapach - na przywrócenie do pracy" - zapewnił dziś szef rządu, który tego dnia odwiedził Łyse.

Szef rządu obiecał pomoc zarówno byłym już pracownikom JBB, jak i właścicielowi firmy, który za kilka miesięcy chce wznowić część produkcji.

Po pożarze zakładów mięsnych półtora tysiąca osób zatrudnionych w JBB dostało wypowiedzenia z pracy. W regionie tym trudno znaleźć inne zatrudnienie, wiele rodzin zostało więc bez środków do życia.

Obiecana przez premiera pomoc, to przede wszystkim wydłużenie czasu wypłat zasiłków dla bezrobotnych z 6 do 12 miesięcy na terenie, gdzie z powodu zwolnień w JBB wzrosło bezrobocie; większe pieniądze na pomoc społeczną; ponad to Bank Gospodarstwa Krajowego ma pomóc w rozmowach z innymi bankami o odroczeniu spłat kredytów rodzin, które je mają.

"Tutaj nikt z workiem pieniędzy nie przyjechał"

Premier zaznaczył, że "tutaj nikt z workiem pieniędzy nie przyjechał". "Chodzi o to, aby przede wszystkim znaleźć takie sposoby pomocy, które nie uczynią byłych pracowników JBB trwale bezrobotnymi" - podkreślił szef rządu.

Jak mówił, biorąc pod uwagę małe szanse na alternatywne zatrudnienie w tym regionie, najważniejsza jest jak najszybsza odbudowa zakładu. Administracja rządowa i firmy ubezpieczeniowe, na które rząd ma wpływ, mają możliwie, na ile prawo zezwala, przyspieszać i upraszczać procedury, by prace mogły ruszyć jak najszybciej. Nie wykluczył, że możliwe będzie skorzystanie z funduszy unijnych.

Na spotkaniu z mieszkańcami, mówiąc o przewidzianych dla nich formach pomocy premier przyznał jednak, że to nie jest tyle, ile "mogliby mieć, gdyby tego pożaru nie było".

"Ale to jest niewykonalne, by w pełni dać wam to, co utraciliście z tytułu utraconego miejsca pracy i w związku z tym proponuję tyle, co możliwe" - podkreślił Tusk.



Zwolnienie z dnia na dzień półtora tysiąca osób

Premier odwiedził zakład i oglądał zniszczenia po pożarze, który wybuchł w ubiegły poniedziałek. Cała część produkcyjna zakładów, które w ostatnim czasie wytwarzały 300 - 440 ton przetworów mięsnych na dobę, przestała istnieć.

Zwolnienie z dnia na dzień półtora tysiąca osób, to poważny problem społeczny dla kilku powiatów, bo w firmie w Łysych pracowali nie tylko miejscowi, ale także mieszkańcy okolicznych gmin z województw: mazowieckiego, podlaskiego i warmińsko-mazurskiego. Nierzadko to oboje małżonków.

Dziś w rozmowach z dziennikarzami wiele osób podkreślało, że liczą przede wszystkim na szybką odbudowę zakładu i żyją nadzieją na powrót do pracy.

Właściciel JBB: dla mnie najważniejsze jest, żeby pomóc pracownikom

"Dla mnie najważniejsze jest, żeby pomóc pracownikom" - mówił właściciel JBB Józef Bałdyga, pytany przez dziennikarzy, jakiej pomocy oczekuje od rządu.

Premier podkreślił, że Bałdyga cieszy się dużą wiarygodnością nie tylko u pracowników, ale także ze strony miejscowych samorządów (JBB to najpoważniejszy płatnik podatków w gminie Łyse), czy administracji państwowej, w tym podatkowej.

Przyczyna pożaru zakładów JBB w Łysych nie jest na razie znana. Podobnie dokładna wartość wielomilionowych strat. Z ogniem walczyło tam kilkuset strażaków z województw: mazowieckiego i podlaskiego. Po pożarze wielu pracowników pomagało uprzątnąć pogorzelisko zajmujące kilka hektarów, w tym tony spalonych wędlin.

Józef Bałdyga zapowiedział, że jesienią w odbudowanej w pierwszym etapie części firmy wznowi produkcję. Zatrudnienie odzyskałoby wówczas pierwszych czterysta osób. Ocenił, że pełna odbudowa zakładu i jego mocy produkcyjnych zajmie do trzech lat.