Bardzo niewielu Polaków przebywających w Stanach Zjednoczonych bierze udział w odbywającym się w sobotę głosowaniu w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Po południu (czasu lokalnego) do godz. 15, czyli na pięć godzin przed zamknięciem punktu wyborczego w ambasadzie RP w Waszyngtonie, stawiło się tam około połowy uprzednio zarejestrowanych do głosowania (165 osób).

Jak powiedział przewodniczący komisji wyborczej Zbigniew Okręglak, jednym z głosujących był Anglik mieszkający w Polsce, który wylegitymował się brytyjskim paszportem. Ordynacja wyborcza dopuszcza możliwość głosowania w polskich wyborach do PE cudzoziemców, jeśli posiadają oni stały meldunek w Polsce.

W Chicago Polacy głosują w czterech punktach wyborczych w tym mieście, a tamtejszy konsulat generalny zorganizował jeszcze lokale wyborcze w St.Louis i w Detroit, w stanie Michigan. Jak powiedział konsul Witold Pietrasiński, do godz. 16,30 (czasu miejscowego) zagłosowało w całym obwodzie Chicago (z Detroit i St.Louis włącznie) ponad połowa osób z około 2700 zarejestrowanych.

W Nowym Jorku, do godz. 16 do lokalu wyborczego w konsulacie generalnym na Manhattanie przyszło głosować około 200 osób. Nieco więcej zjawiło się w drugim punkcie wyborczym, w polskiej dzielnicy na Greenpoincie. Konsul generalny Krzysztof Kasprzyk przewiduje, że w całym Nowym Jorku zagłosuje nie więcej niż 1000 osób.

W całych Stanach Zjednoczonych przewiduje się frekwencję niespełna 4000 osób. Byłoby to prawie czterokrotnie mniej niż w wyborach prezydenckich w 2007 r.