Dotychczasowe nadużycia w rozdysponowywaniu środków unijnych nad Balatonem, które służyły Fideszowi do budowy wiernej sobie oligarchii, nie zostaną wykorzystane do zamrożenia kolejnych przelewów.
Kontur historycznych Wielkich Węgier, w tym konturze niemal cała Europa i podpis: „Gdyby Viktor Orbán negocjował Trianon…”. Ta przewrotna grafika, nawiązująca do porozumienia pokojowego po I wojnie światowej, które pozbawiło Budapeszt ponad połowy terytorium, ma docenić negocjacyjny kunszt szefa Fideszu.
Fundusz odbudowy, którego częściowo dotyczyły rozmowy na szczycie, był określany przez media prorządowe „drugim planem George’a Sorosa”, którego celem miałoby być uzależnienie uboższych społeczeństw od spekulantów finansowych. Premier mówił, że obywatele nie chcą tych pieniędzy, że Węgry są w tak świetnej sytuacji finansowej, iż nie mają potrzeby korzystania z takiego wsparcia, wreszcie że fundusz powinien być przeznaczony dla krajów Południa. Jak zatem komunikować przyjęcie czegoś, co ma zniewolić Węgry? Przytłoczyć sukcesem.
Węgierscy politycy tak na poziomie rządu, jak i parlamentu, określali starcie w Brukseli mianem D-Day (choć gdy alianci desantowali się w Normandii, Węgry były sojusznikiem III Rzeszy). Dominującym sformułowaniem odnoszącym się do unijnych negocjacji była obrona suwerenności i poskromienie wpływów Sorosa.
Węgrom udało się wyjść z rokowań obronną ręką. I to z kilku powodów. Środki finansowe z perspektywy budżetowej za lata 2014–2020, które można rozliczać do 2023 r., zostaną wyłączone z mechanizmu praworządności. To dobra wiadomość dla rządu Fideszu, bo Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) w latach 2015–2019 wykrył w Budapeszcie ponad 40 nieprawidłowości. Przy czym węgierski rząd niemal wszystkie pieniądze z perspektywy 2014–2020 rozdysponował w ciągu pierwszych dwóch, trzech lat perspektywy. Nowy mechanizm nie będzie mógł zostać zastosowany do wyciągnięcia konsekwencji.
Budzące wątpliwości OLAF mechanizmy zostały wykorzystane do osiągnięcia istotnego celu politycznego Fideszu, polegającego na utrzymaniu wpływów w towarzysko-biznesowo-politycznym kręgu, w którym unijne środki były alokowane w gronie bliskich współpracowników władzy. Owe osoby nazywa się po węgiersku „stróman”, słupami lub chochołami. Mówi się wprost o beneficjentach NER, Narodowego Systemu Współdziałania, tworu wymyślonego przez Fidesz w 2010 r.
Unia Europejska poszła Węgrom na rękę. Mechanizm kontrolny zostanie wdrożony najpewniej po orzeczeniu Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie połączenia praworządności z funduszami, a więc – na co liczy Orbán – po 2022 r. Wiosną 2022 r. odbędą się nad Balatonem wybory parlamentarne. Jeśli nadzieje Orbána się sprawdzą, Fidesz nie będzie musiał się obawiać Unii podczas kampanii. To powtórka z lutego 2018 r., gdy na dwa miesiące przed poprzednimi wyborami komisja wolności obywatelskich, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych Parlamentu Europejskiego podjęła decyzję, że publikacja raportu, na mocy którego PE postulował uruchomienie przeciw Węgrom procedury z art. 7 Traktatu o UE, odbędzie się po wyborach, a nie przed nimi. Projekt sprawozdania opublikowano 12 kwietnia 2018 r., cztery dni po głosowaniu.
Węgrzy ugrali też gwarancję, że ich odrzucenie unijnej polityki migracyjnej nie zostanie uznane za niepraworządne, co Budapeszt interpretuje jako milczące uznanie prawa do odrzucenia mechanizmu relokacji migrantów. Nie udałoby się to bez zgody Niemiec, które były głównym promotorem kwot relokacyjnych podczas kryzysu uchodźczego w 2015 r. Wpływ RFN zwłaszcza na politykę gospodarczą Węgier pozostaje bardzo silny. Dokładnie dwa lata temu węgierski parlament przeforsował zmiany w kodeksie pracy, które dostosowały prawo pracy do oczekiwań niemieckich koncernów motoryzacyjnych. To niemieckie firmy są też największymi beneficjentami programów pomocowych wdrażanych w związku z ekonomicznymi skutkami pandemii COVID-19.
Rządowe media ogłosiły całościowe zwycięstwo w walce o suwerenność, podkreślając przy tym dominującą rolę Polski. Co dalej szykuje Viktor Orbán? W wywiadzie dla brytyjskiego dziennika „Daily Mail” zapowiedział, że zawetuje postbrexitowe porozumienie handlowe między UE i Wielką Brytanią, jeśli uzna, że jej zapisy będą karały Londyn za wyjście z Unii. Nawet jeśli tego nie zrobi, spróbuje wykorzystać te rozmowy do uzyskania dalszych ustępstw na rzecz Budapesztu.