Człowiekiem, który najbardziej przyczynił się do obecnego upadku SPD, był kanclerz Gerhard Schroeder.
Jeśli wierzyć sondażom, to po najbliższych wyborach do Bundestagu, które mają się odbyć jesienią 2021 r., Zieloni staną się drugą siłą w parlamencie (obecnie są najmniejszym klubem). I najprawdopodobniej zdecydują się na współtworzenie rządu z chadekami.
Najstarsze i wciąż największe pod względem liczby członków ugrupowanie za naszą zachodnią granicą – SPD – traci elektorat. Właśnie na rzecz Zielonych.

Atak z trzech stron

W wyborach do Bundestagu w 2017 r. na poparcie Zielonych zdecydowało się 380 tys. dotychczasowych zwolenników SPD. W kosmopolitycznym Hamburgu, choć socjaldemokracja po regionalnych wyborach z 2020 r. wciąż pozostaje tam najsilniejszą partią i nadal rządzi tym miastem na prawach landu, to straciła w nim na rzecz Zielonych 27 tys. głosów.
Prawdziwą katastrofą dla SPD były jednak wrześniowe wybory komunalne w Nadrenii Północnej-Westfalii. Niemające bezpośredniego przełożenia na politykę na szczeblu federalnym, pokazały, że socjaldemokraci gwałtownie tracą to, co było podstawą ich wpływów – władzę w samorządach. W radach miejskich i okręgowych Nadrenii zasiada teraz 4157 członków SPD – o 900 mniej niż w poprzedniej kadencji. Socjaldemokratom nie udało się również utrzymać stanowisk burmistrzów w dziewięciu miastach. W większości przypadków zastąpili ich Zieloni, którzy mają teraz o 2 tys. radnych więcej (w sumie 3,5 tys.). Gorycz strat musi być tym dotkliwsza, że SPD tradycyjnie uważała ten land za „swój” i od lat mogła liczyć na wielkomiejski elektorat.
– Osoby o poglądach lewicowo-liberalnych i lewicujące mieszczaństwo coraz chętniej głosują na Zielonych. Zmiany społeczne i demograficzne sprawiły, że SPD odizolowała się od elektoratu. Jej tradycyjni wyborcy to robotnicy, drobni urzędnicy i niższy personel firm prywatnych. Przez proces wymiany elit, który miał miejsce w latach 70. i 80., socjaldemokracja stała się partią akademików, obcą dla swoich wyborców – tłumaczy Werner Patzelt, politolog z Drezna.
„Akademizacja” miała konkretne konsekwencje: politycy przestali rozumieć tych, których mieli reprezentować. – Dobrze wykształceni funkcjonariusze partyjni z przedmieść nie rozumieją niższych klas społecznych i ich trosk. Nie znają takich realiów, jak chociażby to, że w szkołach w problematycznych dzielnicach wielkich miast wiele dzieci nie mówi po niemiecku. Dla nich najważniejsze są otwartość i modne teorie ekologiczne – wylicza ekspert.
Efekty są takie, że część tradycyjnego elektoratu SPD zwraca się ku prawicowej, antyimigranckiej Alternatywy dla Niemiec (AfD). Z kolei ci, którym udało się poprawić poziom życia, wybierają Zielonych, którzy uchodzą za ugrupowanie nowoczesne, dynamiczne i młode. Tymczasem SPD uchodzi za partię stetryczałą – średni wiek socjaldemokraty to 62 lata (u Zielonych średnia wieku wynosi 50 lat).
Socjaldemokraci dali się jednak zajść jeszcze z trzeciej strony. – Człowiekiem, który najbardziej przyczynił się do obecnego upadku SPD, był kanclerz Gerhard Schroeder. Jego bolesne reformy rynku pracy i systemu opieki socjalnej – znane jako Agenda 2010 – były i są odbierane jako zdrada socjalistycznych ideałów – mówi badacz lewicowych ruchów politycznych z Uniwersytetu w Hanowerze Heiko Geiling. Wtóruje mu Patzelt: – Jeśli ktoś w Niemczech oczekuje wyraźnie lewicowego programu w kwestiach socjalnych, to wybiera Lewicę (Die Linke). Wcześniej była to typowa partia reprezentująca interesy byłej NRD, lecz od Agendy 2010 stała się ugrupowaniem ogólnoniemieckim.
Nie bez znaczenia dla erozji tradycyjnego elektoratu SPD jest również fakt, że kanclerz Angela Merkel sprytnie przejmowała kolejne popularne postulaty SPD i realizowała je jako swoje. Armia zawodowa, płaca minimalna, dopuszczanie podwójnego obywatelstwa – to nie są punkty tradycyjnego programu chadeków.
Rosnący w siłę Zieloni będą najprawdopodobniej współtworzyć rząd federalny po wyborach w 2021 r. Już zapowiadają, co się w Niemczech zmieni pod ich panowaniem. W czerwcu współprzewodniczący ugrupowania Robert Habeck zapowiedział wprowadzenie limitu prędkości na autostradach (130 km/h). I choć byłoby to dla Niemców złamanie kulturowego tabu, to nasi rozmówcy uspokajają: akurat ta partia potrafi być bardzo elastyczna. Niemiecka opinia uważa bowiem, że ugrupowanie to jest naturalnym partnerem koalicyjnym chadeków. Wręcz przedłużeniem ich liberalno-socjalnego skrzydła. Wymaga ona w związku z tym „odpowiedzialnego” zachowania.
– Zieloni są gotowi zaakceptować wiele punktów programowych CDU/CSU, jak długo ich główny temat – ekologia – pozostanie nienaruszony. To Zieloni, kiedy współrządzili z SPD, zgodzili się na użycie niemieckiego wojska poza granicami kraju. Po raz pierwszy od zakończenia II wojny – przypomina Werner Patzelt. – Choć zaczynali jako ruch pacyfistyczny – dodaje z przekąsem Heiko Geiling.
– Jeśli ta ewolucja dalej będzie iść w tym kierunku, to Zieloni mogą stać się cywilizowaną partią rządową, posługującą się znakiem rozpoznawczym, jakim jest ochrona środowiska – przewiduje profesor z Hanoweru, konstatując, że będzie to prowadzić do napięć w ugrupowaniu, które skupia ostatki pokolenia ‘68, antyszczepionkowców, libertarian, pacyfistów, antyglobalistów oraz zwolenników teorii spiskowej QAnon.

„Umarli” żyją dłużej

Ewentualny udział Zielonych w rządzie może być nie najlepszą wiadomością dla Polski i Węgier. To ugrupowanie najgłośniej spośród niemieckich partii krytykuje tendencje – określane przez nich jako autorytarne – w niektórych państwach Europy. – Mogliby oni jeszcze częściej, niż robi to obecny rząd, negatywnie recenzować wewnętrzną politykę Warszawy i Budapesztu. Będzie to prowadzić do zgrzytów w relacjach – prognozuje Patzelt.
Inną konsekwencją udziału Zielonych w rządzie będzie „zazielenienie się” CDU/CSU. Chadecy będą podkradać pomysły partnera koalicyjnego, tak jak przechwytywali pomysły SPD – to skuteczna taktyka i przynosi im polityczne korzyści. Premier Bawarii Markus Soeder, który musi liczyć się z dość silną pozycją Zielonych w swoim landzie, już to zresztą robi. W dłuższej perspektywie jednak działania takie prowadzą do zniechęcania twardego elektoratu chadecji.
Socjaldemokratyzacja chadecji doprowadziła do powstania i sukcesu AfD.
„Zazielenienie” może Alternatywę jeszcze bardziej wzmocnić. – Nie jest to prosta zależność. Jeśli tendencje prawicowo-radykalne w AfD wezmą górę, to CDU jest bezpieczna. Jeśli jednak AfD będzie kreować się na starą, klasyczną chadecję, to CDU podzieli los SPD i będzie się kurczyć. CDU zostanie wzięta w dwa ognie: Zielonych i AfD – uważa Werner Patzelt, który ma na koncie unikatowe w skali Niemiec badania nad prawicowymi stronnictwami politycznymi.
A co z SPD? Czy najstarsza partia Niemiec zniknie ze sceny politycznej? Jej wciąż ogromnym atutem SPD jest fakt, że ma ona bardzo mały elektorat negatywny. Nie ma wrogów i cieszy się sympatią – większość dobrze jej życzy. Ludzie na nią nie głosują, lecz jej nie nienawidzą. – Oprócz tego, że to najstarsza partia Niemiec, to też najskuteczniejsza. Jeśli spojrzymy na jej cele od czasów Prus, to większość z nich została osiągnięta. Dzisiejsza CDU to przecież najlepsza wersja SPD, jaka kiedykolwiek była – puentuje ze śmiechem Werner Patzelt.