Rok 1987, PRL trzeszczy, improwizując nieskładne reformy, ale jak to w Polsce bywa, prowizorka wydaje się wieczna, a tu do komunistycznej Warszawy przyjechał Zbigniew Brzeziński. Nie, na spotkaniu z nim nie byłem, dużo za wysokie progi. Ale kilka dni później piłem herbatkę na kawiarnianym spotkaniu z kimś, kto opowiadał „jak było”.
Wpływowy amerykański polityk, były doradca prezydenta USA Jimmy’ego Cartera, a przy tym profesor i politolog, był żywo zainteresowany sprawą polską. Według relacji, do której się odwołuję, Brzeziński dał ówczesnej opozycji i podsłuchującym agentom panoramę sił sterujących światową polityką i geopolityką. Polski opozycjonista zrewanżował się wynurzeniami na temat dyktatury gen. Jaruzelskiego, ze szczególnym naciskiem na nowe uprawnienia Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, a mianowicie swobody w używaniu psiukacza z gazem obezwładniającym. Historia milczy, czy Brzeziński umieścił ten ważny czynnik na swojej mapie geopolitycznych rozważań.
Nietrudno zgadnąć, czemu przypomniał mi się ten epizodzik sprzed lat. W polskiej polityce nie ma żadnego zagrożenia dla ojczyzny porównywalnego do katastrofy Unii Europejskiej bądź katastrofy pozycji Polski w Unii.
W tym samym czasie na czoło gorączkowo omawianych problemów wybijają się problemy miotaczy gazu pieprzowego i miotaczek wulgaryzmów. Pobudka! W Brukseli rżną nas na kasę, naprawdę straszny jest styl, w jakim rzecz cała się dzieje: Unia niebezpiecznie improwizuje, by samej sobie pokazać, jak jest sprawna i operatywna. Polska powinna być strategicznie zainteresowana umacnianiem unijnej struktury. Po pierwsze, łatwiej nam rozgrywać swoje, kiedy nie rządzi Europą tandem Berlin–Paryż.
Po drugie, łatwiej blokować rosyjski imperializm, kiedy istnieje możliwość przeciwstawiania mu sprawczej Wspólnoty.
Z powodów jednak drugorzędnych dla przyszłości kraju zostaliśmy przez rząd wmanewrowani w sytuację, w której albo przegramy sporo polskiej suwerenności, albo przegramy łatwy dostęp do funduszy. W tym drugim przypadku suwerenności specjalnie nie zyskując – bo paradoksem obecnej sytuacji jest to, że suwerenność na marginesie Unii bardzo mało daje.